Liban był dotąd przykładem, że na Bliskim Wschodzie jest możliwe współrządzenie krajem przez wyznawców różnych religii. Dziś libański projekt multi-kulti jest poważnie zagrożony.
Zaczęło się „niewinnie”: rząd Saada al-Hariri, chcąc ratować budżet, zapowiedział podniesienie podatków, w tym m.in. opodatkowanie połączeń wykonywanych przez WhatsApp, najpopularniejszy (i bezpłatny) komunikator internetowy. Dla tych, którzy rozumieją sytuację gospodarczą kraju, którego PKB w ciągu ostatnich lat spadł z ok. 10 proc. do mniej niż 0,5 proc., takie nerwowe ruchy rządu mimo wszystko wydawały się racjonalne. Tego przekonania nie podzielają sami obywatele: na ulice wyszły setki tysięcy Libańczyków, by protestować przeciwko planowanym podwyżkom, ale też przeciwko korupcji na szczytach władzy. Tyle tylko, że z czasem wszystko zaczęło sprawiać wrażenie, że ktoś chce skorzystać z okazji i rozmontować i tak kruchy projekt międzywyznaniowej jedności narodowej, który był dotąd (mimo wojny domowej i ciągłych napięć) podstawą funkcjonowania tego państwa w ostatnich dekadach. Punktów zapalnych w Libanie jest tak dużo, że uśmiercenie projektu multi-kulti w przypadku tego kraju może oznaczać podpalenie beczki z prochem w całym regionie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina