Z uśmiechem wspominam lata studenckie w Poznaniu, podczas których jadałam raczej nieskomplikowane i niskobudżetowe posiłki. Studencka kieszeń nie pozwalała na rozwijanie kulinarnych fantazji.
Jednak w listopadzie (11.11) przychodził taki czas, kiedy nad jedną z najczęściej pokonywanych przeze mnie tras, czyli ulicą Święty Marcin i jej okolicą, unosił się niesamowity zapach świeżo pieczonych rogali. Wypełnione ciężkim nadzieniem, często wielkości dłoni wypieki potrafiły osłodzić nawet najbardziej ponure listopadowe dni. Dziś za nimi tęsknię i czasem piekę je w domu. Jednak ich przygotowanie jest bardzo pracochłonne. Zgodnie z oryginalną recepturą już samo ciasto – trochę francuskie, trochę drożdżowe – przygotowuje się długi czas. W przepisie podaję uproszczoną formę ciasta i niezbyt skomplikowane nadzienie. Spróbujcie!
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Anna Leszczyńska-Rożek