Wydaje mi się, że bardziej niż katolicyzm na pokaz grozi nam katolicyzm bezobjawowy.
Pobożność na pokaz to nic nowego. W środowiskach, w których wiara i pobożność są uznawane za wartości, istnieje pokusa, by pokazywać, że nie jest się ich pozbawionym. Co może prowadzić do udawania, wykonywania pustych gestów bez pokrycia. Jezus wielokrotnie ganił ostro faryzeuszy i uczonych w Piśmie właśnie za trzymanie się zewnętrznych pozorów. Zastanawiam się jednak, czy tego rodzaju postawa jest jakimś szczególnym problemem współczesnego katolicyzmu. Dziś wiara jest często lekceważona, a pobożność wyśmiewana. Pokusa więc, by udawać, że jest się bardziej pobożnym niż w rzeczywistości, nie jest aż taka częsta. Wydaje mi się, że bardziej niż katolicyzm na pokaz grozi nam katolicyzm bezobjawowy. Coraz więcej jest osób, które niby deklarują wiarę katolicką, ale w kościele bywają rzadko albo w ogóle, o religijne wychowanie dzieci nie dbają, uważają, że trzeba iść z duchem czasu, a zatem zasadniczo popierają prawo pozwalające na aborcję lub tzw. małżeństwa homoseksualne itp. Ponadto mają mnóstwo pretensji do Kościoła, a szczególnie do polskich księży. O tym, że osób popierających katolicyzm bezobjawowy nie brakuje, świadczą niektóre reakcje na list abp. Gądeckiego w sprawie wyborów. Przewodniczący Konferencji Episkopatu zwrócił uwagę na to, że choć istnieje uprawniony pluralizm poglądów, to katolik nie może głosować na partię, której program w istotnych punktach sprzeciwia się katolickiemu nauczaniu, na przykład promuje aborcję, chce przedefiniować małżeństwo, propaguje demoralizację dzieci i młodzieży. Te oczywiste wskazania spotkały się z atakami, że hierarcha miesza się do polityki. Atakowali – można się domyślać – m.in. katolicy bezobjawowi. Przypomina mi się mój pobyt w Irlandii w latach 90. Pewien jezuita zabrał mnie samochodem do jakiegoś miejsca w Irlandii Północnej. Z dumą mówił, że jezuici mieszkają tam w domu, który niczym się nie różni od innych domów, nie ma tabliczki informującej o wspólnocie zakonnej ani znaku krzyża. Bo – wyjaśnił – nie chodzi o to, żeby się pokazywać, ale by modlić się i działać pokornie. No cóż! Do każdej głupoty można dorobić pobożną ideologię. Katolicyzm bezobjawowy chętnie hołduje mitowi, że Pan Jezus z nikim się nie spierał, zawsze szukał zgody, poklepywał przyjaciół i wrogów po plecach, a jeśli już, to rugał jedynie apostołów. Z kart Ewangelii nijak jednak nie wynika, że Jezus był Mesjaszem bezobjawowym. •
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Dariusz Kowalczyk SJ