Wiceprezydent USA Mike Pence powiedział po negocjacjach z prezydentem Turcji Recepem Tayyipem Erdoganem, że Ankara zgodziła się na zawieszenie broni w Syrii; na 120 godzin wszystkie operacje militarne zostaną wstrzymane.
Pence poinformował po trwających ponad cztery godziny negocjacjach, że Turcja na 120 godzin zawiesi wszystkie operacje militarne, by pozwolić kurdyjskim bojownikom na opuszczenie przygranicznego pasa w północno-wschodniej Syrii, a gdy Kurdowie wycofają się, nastąpi rozejm.
Turcja nie będzie jednak zobligowana do wycofania swoich wojsk z Syrii. Jak pisze AP, cytując przedstawiciela amerykańskich władz, oznacza to de facto, że Ankara otrzymała pozwolenie USA na okupowanie bezpiecznej strefy. Negocjatorzy obu stron wydali komunikat, w którym napisano, że stworzenie bezpiecznej strefy "będzie egzekwowane przede wszystkim przez siły zbrojne Turcji".
Wiceprezydent podkreślił też, że prezydent Donald Trump zagroził, że jeśli Ankara nie zawiesi operacji wojskowych, to on nie wycofa obecnych sankcji nałożonych na Turcję i pozwoli na wdrożenie następnych.
Dodał, że Ankara i Waszyngton "zobowiązały się do wypracowania pokojowego rozwiązania i przyszłości dla bezpiecznej strefy" na północnym wschodzie Syrii. Oznajmił, że amerykańskie siły w Syrii zaczęły już ułatwiać Kurdom bezpieczne wycofanie się z przygranicznych terenów.
Pence powiedział również dziennikarzom, że Ankara obiecała, że jej wojska nie zajmą miasta Kobane (Ajn al-Arab), nazywanego ogniskiem zapalnym tego konfliktu. Minister spraw zagranicznych Turcji Mevlut Cavusoglu oznajmił jednak, że Ankara nie udzieliła gwarancji dotyczących Kobane, a jej armia jedynie "przerwała operacje". Dodał, że status miasta Manbidż "i innych regionów" na północnym wschodzie Syrii, zostanie przedyskutowany z Rosją.
Kurdyjski polityk Aldar Chalil, komentując warunki rozejmu, powiedział telewizji Al-Arabija, że Erdogan chce wedrzeć się na terytorium Syrii na głębokość 32 km, a Kurdowie już wcześniej odrzucili takie rozwiązanie. Dodał, że aprobują zawieszenie broni, ale będą się bronić, jeśli zostaną zaatakowani.
Amerykańscy senatorowie, w tym wpływy sojusznik prezydenta Lindsey Graham, poinformowali, że niezależnie od zapowiedzi rozejmu, będą "pełną parą" pracowali nad ustawą w sprawie nowych sankcji na Ankarę.
Trump podziękował na Twitterze Erodganowi i napisał, że otrzymał "wspaniałe wiadomości z Turcji". "Miliony istnień ludzkich będą uratowane!" - dodał. Oznajmił, że w tej sytuacji możliwa jest wizyta Erdogana w USA w przyszłym miesiącu.
Nazwał też prezydenta Turcji "twardym facetem", który "zrobił to, co trzeba". Dodał: "Teraz Kurdowie będą bardziej skłonni robić to, co trzeba".
Przedstawiciel strony tureckiej po negocjacjach powiedział agencji Reutera, że Turcja "dostała dokładnie to, czego chciała". Porozumienie pozwala Turcji uwolnić się od nałożonych już sankcji i uniknąć kolejnych, a to oznacza, że w żaden sposób nie zostanie ukarana za inwazję w północno-wschodniej Syrii - komentuje AP.
Reuters przypomina, że ekspedycja sił tureckich zmusiła do ucieczki 200 tys. cywilów. Wzbudziła też niepokój wspólnoty międzynarodowej o odrodzenie się Państwa Islamskiego (IS), którego bojownicy są zamknięci w kurdyjskich więzieniach.
Turecka ofensywa wywołała też polityczną burzę w Waszyngtonie, gdzie politycy różnych afiliacji krytykowali prezydenta za decyzję o wycofaniu amerykańskich żołnierzy z Syrii, co Ankara uznała za przyzwolenie na podjęcie operacji wojennych - komentuje Reuters.
W środę Trump bronił swojej decyzji, nazywając ją "strategicznie błyskotliwą", ale Izba Reprezentantów tego samego dnia przyjęła rezolucję potępiającą decyzję prezydenta o wycofaniu amerykańskich żołnierzy z Syrii.
Za rezolucją, w liczącej 435 miejsc niższej izbie Kongresu, głosowało 354 kongresmenów, czyli wszyscy Demokraci i duża grupa Republikanów. W czwartek głosowanie nad analogiczną rezolucją zapowiedział Senat.
Tureckie siły i sprzymierzeni z nimi syryjscy bojownicy rozpoczęli ofensywę w północno-wschodniej Syrii 9 października, gdy Trump zadecydował o wycofaniu z północnej Syrii sił amerykańskich. Przez pięć lat Amerykanie walczyli z Państwem Islamskim wraz z Syryjskimi Siłami Demokratycznymi (SDF), na czele których stoją kurdyjskie milicje Ludowych Jednostek Samoobrony (YPG).
Władze w Ankarze uważają kurdyjskich bojowników z YPG za terrorystów z powodu ich powiązań ze zdelegalizowaną w Turcji separatystyczną Partią Pracujących Kurdystanu (PKK).