O wzorcowym chorale, liturgii jako podatku od luksusu i o nowoczesności (nie)pogodzonej z tradycją opowiada Marcel Pérès.
Jacek Dziedzina: Papież Franciszek powiedział, że dzięki muzyce liturgicznej „ludzie czują się pociągani przez piękno, które jest odtrutką dla przeciętności”. Pan, wchodząc do kościołów, ma zawsze takie doświadczenie?
Marcel Pérès: To pewien ideał, ale niestety, nie zawsze można tego doświadczyć.
Profesjonalista ma trudniej, bo zawsze będzie miał przekonanie, że zrobiłby to lepiej.
(śmiech) Staram się być krytyczny konstruktywnie. Próbowałem kiedyś przeanalizować, co stało się z muzyką liturgiczną między XIX a XX wiekiem. I pierwszy wniosek jest taki, że porzuciliśmy w Kościele katolickim tradycyjne śpiewy liturgiczne. Oczywiście wszystko zależy od kraju. Na przykład w Polsce cały czas śpiewa się stare pieśni. Tutaj jest dużo śpiewów ludowych, one są ciągle popularne. W innych krajach ta tradycja zanikła. Są wyjątki we Włoszech, gdzie różne bractwa śpiewają takie pieśni. Co się stało z tą tradycją? Wydaje się, że po Soborze Watykańskim II nastąpiło jakieś nieporozumienie. Dla wielu osób był to koniec śpiewu po łacinie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.