Potrzeba też zdecydowanych działań, aby za 30 lat miał kto chrzcić nasze wnuki - pisze czytelnik z Poznania.
Interesuje się problemem powołań i jestem pełen obaw o przyszłość Kościoła. Myślałem, że jako osoba świecka, niezaangażowana w życie Kościoła nic (poza modlitwą) nie mogę z tym zrobić, ale niedawno Duch Święty podsunął mi pomysł, żebym napisał osobisty apel skierowany do hierarchów kościelnych. Oto on:
Nie zostawiajcie moich dzieci samych. Jako katolik i rodzic, zwracam się z apelem do hierarchów kościelnych o podjęcie działań, które zaowocują napływem nowych księży i sióstr zakonnych.
Nie módlmy się o powołania, bo Bóg nie przestał powoływać. Módlmy się za powołanych, by odważyli się na swoje powołanie odpowiedzieć i módlmy się za duchownych, żeby pomagali powołanym podejmować właściwe decyzje.
Ale modlitwa to za mało. Potrzebne są też konkretne działania:
• Profesjonalne kampanie pokazujące ile dobra czynią osoby duchowe.
• Akcje marketingowe zachęcające do wstępowania do seminariów i zakonu.
• Zwracanie się do wszystkich, którzy mogą być powołani, nie tylko do młodych.
• Przeznaczanie na te cele znaczących zasobów finansowych i ludzkich.
Powstają nowe parafie, budowane są nowe kościoły, ale czy w przyszłości będzie miał kto w nich pracować? Czy za 30 lat będzie miał kto ochrzcić moje wnuki?
Zarzućcie sieci, nie czekajcie aż ryby same wskoczą wam do łodzi. Proszę wszystkie osoby duchowne i świeckie, które myślą podobnie o poparcie i rozpowszechnienie tego apelu. Wierzę, że nie jestem sam. Szczęść Boże
Grzegorz Nawrocki