Z cyklu: jaki film warto obejrzeć?
Wychodzi na to, że ostatnio oglądam filmy oparte na faktach. Jeśli zdecydujecie się obejrzeć "Kiss and cry" (reż. Sean Cisterna) przyda wam się pudełko chusteczek. Z jednej strony film jest zabawny, a z drugiej przejmujący.
17-letnia Carey (Sarah Fisher) marzy o karierze łyżwiarki i piosenkarki. Ma dryg do jazdy figurowej, ostro trenuje i prawdopodobnie pojedzie na olimpiadę. Wszystko zmienia się, gdy zaczynają się problemy z oddychaniem. Najpierw jest podejrzenie astmy, ale ta ostatecznie zostaje wykluczona, za to pojawia się rak. Dziewczyna jednak się nie poddaje. Ciągle się uśmiecha i chce, by inni się uśmiechali. Zaczyna także wrzucać piosenki na Youtube, które zyskują na popularności. Poznaje Johna (Luke Bylik), który zakochuje się w dziewczynie i zamierza trwać przy niej na dobre i na złe. Wydawałoby się, że po kilku miesiącach ciężkiej walki Carey wraca do zdrowia, zostaje zaproszona, by odśpiewać hymn Kanady. Po czym kolejne badania są jak wyrok. Pojawiają się przerzuty do płuc.
Film jest zrobiony w bardzo ciekawej konwencji. Carey mówi do nas od czasu do czasu, komentuje sytuację. I pragnie nas rozśmieszyć.
"Kiss and cry" pokazuje, jak ważne jest wsparcie bliskich osób, kochająca rodzina. Dla tych, którzy nigdy nie mieli do czynienia z rakiem, przybliża problem. Zwraca uwagę, że warto mieć marzenia, być wytrwałym i że pomimo trudności zawsze mamy wybór, czy się uśmiechniemy.
Poniżej zwiastun.
Kiss and Cry - Theatrical TrailerMałgorzata Gajos