Potęgi międzynarodowe promują w Jemenie politykę podziałów. Nikomu nie zależy na dobru tego kraju i przyszłości jego mieszkańców. Wskazuje na to wikariusz apostolski Arabii Południowej bp Paul Hinder. Jego jurysdykcji podlega również Jemen. Ze względu na trwającą tam wojnę, od kilku już lat nie ma on jednak dostępu do tego kraju.
Hierarcha przypomina, że Jemen pogrążony jest w chaosie od 2011 r., kiedy społeczna rewolta położyła kres wieloletnim rządom prezydenta Alego Abd Allaha Salaha. Konflikt nasilił się, gdy w marcu 2015 r. rozpoczęła się interwencja międzynarodowej koalicji pod przywództwem Arabii Saudyjskiej, która walczy ze wspieranymi przez Iran rebeliantami Huti. To z kolei spowodowało całkowity rozpad lokalnej gospodarki i życia społecznego oraz wywołało w tym kraju największy kryzys humanitarny na świecie. Szacuje się, że 80 proc. Jemeńczyków żyje na granicy głodu. Stale rośnie też liczba dzieci zaangażowanych w konflikt jako żołnierze. Szacuje się, że jest ich ponad 2,5 tysiąca.
Bp Hinder wskazuje, że strony konfliktu dążą do rozpadu Jemenu na dwie, a nawet trzy części. „Wszyscy, poza tymi, którzy byliby u władzy, obawiają się silnego, scentralizowanego Jemenu” – podkreśla hierarcha. Zauważa, że wyjściem z obecnej sytuacji byłoby nadanie krajowi charakteru federacji, w której różne części uzyskałyby pewną autonomię, przy zachowaniu jedności państwa. By do tego mogło dojść, potrzebna byłaby sprawiedliwa i wyważona konstytucja biorąca pod uwagę słuszne oczekiwania wszystkich stron. „Aby do tego doprowadzić potrzebna jest zdolność do pójścia na ustępstwa i klimat choćby minimalnego zaufania, a tego obecnie zupełnie nie widać” – zauważa bp Hinder. Przypomina też o odpowiedzialności jaka ciąży na wspólnocie międzynarodowej za dramatyczną sytuację w tym regionie. „Ludność cywilna walczy z przemocą, chorobami i głodem, podczas gdy świat wydaje się nie wiedzieć, jak zareagować i milczy, To milczenie może okazać się fatalne dla całego regionu” – podkreśla wikariusz apostolski Arabii Południowej.