Czasem trudna na pozór droga jest prosta. A droga łatwa okazuje się nie do pokonania…
Pamiętają Państwo te podróże dwadzieścia czy trzydzieści lat temu? Oczywiście podróże nieco dalsze niż do babci na wieś. Samochodem raczej średnim, żeby nie powiedzieć słabym. Gdy ograniczenie na zagranicznej autostradzie wynosiło 120 km na godzinę, człowiek się śmiał, jeśli jego autko z trudem wyciągało 80. Na autostradzie za granicą to w ogóle była jazda bez trzymanki. Kurczowo, prawym pasem, bo liczba aut obok i ich prędkość przyprawiały kierowców mniej zaawansowanych o palpitacje serca. I nawet kawa nie była potrzebna. Oczywiście kawa gotowana na butli gazowej, na poboczu drogi. Bo na kawę ze stacji benzynowej mało kogo było stać. A mapy? A orientacja w terenie? Z kierowcą musiał siedzieć pilot trzymający na kolanach mapy. Zwykle dość stare, które przecież nie aktualizowały się na jedno kliknięcie. Więc trzeba się było mocno skupić, by dojechać do celu. Jeden niezbyt rozważny skręt, jedna pomyłka i można było zwiedzić nie wybrane miejsce, lecz szczere pole, względnie wylądować na złym rozjeździe autostrady. I musiał kierowca współpracować z pilotem. Droga – praca zespołowa. I co? I tak się kierowca oraz pilot starali, że do obranego celu dojeżdżali.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agata Puścikowska