Polski futbol klubowy przeżywa najgłębszy kryzys w historii. W tym roku miejsce w szeregu pokazali nam Łotysze, Słowacy i Duńczycy.
Na przełomie lipca i sierpnia w ligach zachodniej Europy dopiero trwają przygotowania do sezonu, nie mówiąc już o europejskich pucharach, których faza grupowa zaczyna się dopiero w połowie września. Tymczasem polskie drużyny już 1 sierpnia niemal w komplecie, w kompromitującym stylu, zakończyły pucharowe granie. Cracovia w 1. rundzie eliminacji Ligi Europy odpadła z FC DAC 1904 Dunajská Streda, Lechia w 2. rundzie z Brondby Kopenhaga, a mistrz Piast Gliwice najpierw w eliminacjach Ligi Mistrzów z BATE Borysów, a później w kwalifikacjach LE z FC Ryga. Do kolejnej rundy awansowała tylko Legia Warszawa, czyniąc to jednak w żenującym stylu. Najpierw remisując jeden mecz z wicemistrzem Gibraltaru, potem ledwie przechodząc fińskie Kuopion Palloseura. Najgorsze, że nie jest to wypadek przy pracy, w poprzednich latach nasze kluby przegrywały dwumecze z rywalami m.in. z Mołdawii, Luksemburga czy Azerbejdżanu. Trzeci rok z rzędu Polaków najpewniej zabraknie nawet w fazie grupowej Ligi Europy. Równie niechlubną passę notują tylko europejscy słabeusze pokroju Litwy, Finlandii czy Gruzji. Nie ma obecnie na kontynencie tak zamożnej i efektownie opakowanej piłkarskiej ligi jak polska, która zarazem prezentowałaby tak niski poziom. Gdzie tkwią przyczyny szokująco głębokiego regresu polskich drużyn, które po opuszczeniu krajowego podwórka zdają się zapominać, jak gra się w piłkę?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Maciej Legutko