„Kapłaństwo to nie jest hobby” ‒ powtarzał o. Joachim Badeni. Odejścia ze stanu kapłańskiego nazywał wprost zdradą i dziwił się im, bo jak mawiał: „nasza wiara to jest whisky on the rock”.
W czasach spektakularnych odejść kapłanów i dorabiania pobożnych ideologii do aktów niewierności czy nieposłuszeństwa Kościołowi sięgam coraz częściej do nauczań o. Joachima Badeniego. Po pierwsze dlatego, że mam pewność, że nigdy nie zrzuci już habitu i nie dotyczy go refren: „Spieszmy się kochać księży, tak szybko odchodzą”, a po drugie, zawsze zachwycała mnie jego wierność i posłuszeństwo Kościołowi.
„Dzisiaj… wieczorem… nastąpią… zaślubiny… z… Jezusem. Wszystko… przygotowane” – wyszeptał 11 marca przed 9 laty. Bracia w białych habitach napisali tuż po jego śmierci, że umarł w opinii świętości.
Serio, serio
Ojciec Badeni, znany jako człowiek niezwykle pogodny, obdarzony ogromnym dystansem do samego siebie i poczuciem humoru, sprawę powołania i wierności kapłańskiej traktował niezwykle poważnie. Współbracia i uczniowie zapamiętali jego wielką miłość do Kościoła. I to, że ten dominikanin-arystokrata nie wyobrażał sobie życia bez Eucharystii.
– Śluby ubóstwa, czystości i posłuszeństwa traktował niezwykle serio. Nie gromadził nawet swoich ulubionych książek, ale pożyczał je z dominikańskiej biblioteki – opowiada o nim jego uczeń, dziennikarz Sylwester Szefer. – Został pozbawiony wszystkiego, a jednocześnie stał się wolnym człowiekiem. Nie musiał już zarządzać trzema posiadłościami ani podtrzymywać tradycji wielkiego rodu. Mówił, że człowiek, który wiecznie dorabia się majątku, nie jest w stanie zrozumieć, że ktoś może cieszyć się z tego, że nic nie posiada.
Ukochał posłuszeństwo. – Czasem żartował, że współbracia, którzy najczęściej pochodzili z chłopskich rodzin, nie pozwolili, aby wpadł w skrajności. Gdy tylko pojawiała się pokusa, aby ubóstwo stało się „bożkiem”, bracia szczerze mu o tym mówili i w ten sposób pomagali wrócić do równowagi – dopowiada Szefer. – Był posłuszny.
Pamiętajmy, że Kazimierz Stanisław otrzymał pierwsze imię (Joachim to imię zakonne) po swoim dziadku, któremu cesarz Franciszek Józef powierzył stanowisko premiera Austro-Węgier (1895–1897). Wcześniej Kazimierz Badeni senior pełnił urząd namiestnika Galicji.
– Skąd wiem, że o. Joachim był posłuszny? Widziałem to wielokrotnie. Podam przykład – opowiada Sylwester Szefer. Był czas, gdy o. Joachim dostał od kogoś wahadełko. Pamiętajmy, że było to w latach 80., gdy wahadełka były popularne, a nie było żadnego rozeznania Kościoła na ich temat. Przez pewien czas o. Badeni posługiwał się nim. Pewnego dnia przestał. „Dlaczego?” – zapytałem go z ciekawością. „Przełożeni tak zdecydowali” – odparł bez nuty żalu czy rozgoryczenia. Bardzo poważnie traktował kapłaństwo. „To nie jest hobby – słyszałem od niego. – To nie jest zbieranie znaczków, sklejanie samolocików. Żadne hobby, hodowanie królików”.
To nie zbieranie znaczków!
Wielokrotnie podkreślał, że jeśli człowiek wybierze Boga. On da mu łaskę życia tym powołaniem. „Starczy ci mojej łaski” – powtarzał za św. Pawłem. I ilustrował to konkretnymi życiowymi historyjkami: „Już po odkryciu powołania zakonnego spotkałem moją sympatię. Bardzo ładna dziewczyna. Brunetka. Miała kapelusz na lewym uchu i różę we włosach. Pomyślałem sobie: »Koniec, pa, pa, św. Dominiku«. Mistycznie było, krótko i skończyło się. Wtedy jeszcze nikt mi tego nie wytłumaczył, że to ogromne wrażenie, jakie na mnie wywarła piękna kobieta, nie oznacza jeszcze, że jej pożądam. Nazywała się Erna, wypiliśmy kawę i tyle było między nami. Nie wiem, co później się z nią stało, może skończyła przez komin w Auschwitz, była Żydówką. Nie wiem... Można mieć mnóstwo silnych wrażeń, ale jednocześnie zdecydować się na noc wyrzeczenia się świadomych pożądań i upodobań. To jest ta droga. Wtedy te pożądania i upodobania są jakby zaciemnione”.
– Powtarzał – dopowiada Szefer – że kluczem powołania małżeńskiego i kapłańskiego są te same słowa Jezusa: „To jest ciało moje”. Małżonkowie wzajemnie ofiarowują sobie swe ciała, zbliżają się do siebie, a mnie – kapłanowi Jezus szepce: „Pragnę takiej bliskości, zażyłości, komunii”. „Świadomość wyłączności jest czymś konkretnym, a zarazem tajemniczym – opowiadał. – Dla tych, którzy wybierają celibat, życie zakonne lub kapłaństwo, jest to miłość do człowieka jako człowieka. Kapłan musi miłować wszystkich, nie wolno mu zamykać się w jednej miłości. Miłość prawdziwa jest zawsze otwarta na wszystkich ludzi”.
Marcin Jakimowicz; GN 31/2019