Rewolucja w Europie jest dramatem, ale brak dostatecznej opozycji wobec niej jest tragedią.
Komisja Europejska ma nową przewodniczącą, która została powołana na podstawie bardzo jasnego programu kontynuacji dotychczasowej polityki unijnej. Już w pierwszym zdaniu swej wielkiej mowy programowej Ursula von der Leyen cytowała Simone Veil, prekursorkę i symbol ustawodawstwa aborcyjnego w Europie, a potem wprost mówiła o niej jako o orędowniczce (!) równości kobiet. Oficjalnie poparła genderową konwencję stambulską, a potem „mechanizm nadzoru demokracji”. Zapowiedziała (faktycznie) ograniczenie praw państw w Radzie Europejskiej, bo to w praktyce oznacza mechanizm większościowy w polityce zagranicznej. A proponowane przez Ursulę von der Leyen przyznanie inicjatywy ustawodawczej Parlamentowi Europejskiemu to zwiększenie władzy nad Polską polityków wybieranych w liberalnych krajach Europy Zachodniej. Postulat międzynarodowych list wyborczych zaś to krok w kierunku utopii Ludu Europejskiego, legitymującego ponadpaństwową europejską suwerenność. Ludu, w którym my, Polacy, jesteśmy w mniejszości we wszystkich istotnych sprawach; łatwo policzyć. Zwiększanie władzy unijnej, odchodzenie od koncepcji unii państw na rzecz suwerennej federacji prowadzi jedynie do zwiększania konfliktów w Europie. Przełomowym momentem tej polityki był traktat lizboński, ale dziś nawet ten traktat jest dla jego wczorajszych promotorów za ciasny.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marek Jurek