„Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?” – ta skarga Jezusa wraca w tym miejscu ze zdwojoną siłą. Góra Krzyży krzyczy. I przypomina o wierności, której nie były w stanie zmieść z powierzchni ziemi nawet buldożery.
Skracanie dystansu
Wędruję między krzyżami z kowieńskim biskupem Algirdasem Jurevičiusem. – Wiele rodzin straciło najbliższych, ludzi wywożono na daleki Sybir, a ponieważ rodzina nie miała pojęcia o ich losach, a władze carskie nie pozwalały stawiać im nagrobków, wierni zaczęli przynosić na Kryžių kalnas krzyże – opowiada hierarcha. Las rósł. W konarach krucyfiksów zakuto pamięć i wiarę.
Co jest cechą charakterystyczną tego Kościoła? Skracanie dystansu. Doświadczam tego od lat. Gdy napisałem do proboszcza sanktuarium w Szydłowie, że mamy zamiar przyjechać na Litwę, odpisał mi… sam biskup Kowna. Spytał, czy mamy nocleg… Wczoraj w czasie przerwy obiadowej na sesji naukowej w Šiluva biskupi w sali, w której trudno było wytrzymać ze względu na upał, zajadali posiłek, stojąc razem z rozgadaną ekipą.
Jan Paweł II, przemawiający do tłumów zgromadzonych między bazyliką Narodzenia Najświętszej Maryi Panny a kaplicą objawień w Szydłowie, nazwał Litwę „krajem krzyży”. Dopiero w Šiauliai można dotknąć tej tajemnicy. Sam papież celebrował tu Mszę Świętą 7 września 1993 r.
Blisko, coraz bliżej
Góra Krzyży, która z daleka nie wygląda imponująco, bardzo zyskuje przy zbliżeniu. Jak to bywa z krzyżem... Wielokrotnie wracałem na Grabarkę. Ciągnęło mnie i na odpust Spasa, gdy tłumy szły na kolanach wokół cerkwi, i gdy na górze nie było żywego ducha. Jak diametralnie różnią się opisy Góry Krzyży zanotowane przez wierzących i tych, którzy kościoły omijają szerokim łukiem. Na stronach turystycznych czytałem często o przerażającym miejscu rodem z horrorów. Ci, którzy nie mają świadomości zwycięstwa, jakie odniósł Chrystus na krzyżu, będą pakowali Szawle w narrację rodem z „Nocy żywych trupów”. Nic z tego! To miejsce, w którym w drzewie zaklęte jest piękno!
W 1430 r. postawiono tu niewielką tabliczkę upamiętniającą przyjęcie przez Żmudzinów chrztu. Górował nad nią ogromny krzyż. Gdy w 1831 r. upadło powstanie listopadowe, na niewielkim wzgórzu zaczęto masowo stawiać krzyże. Dziś nie sposób oszacować ich liczby. Pół miliona? Milion? Kto to zliczy…
Czy ktoś, kto pierwszy wbijał krzyż w tę ziemię, przypuszczał, że niebawem urośnie tu ogromny krzyżowy las? Moją uwagę przykuwa potężny krzyż Ormian – chaczkar. Krzyż, który zakwita. Oplatają go gałązki. Ożywcza krew Chrystusa wsiąka w suche, martwe drewno i powoduje, że zakwita. Krucyfiks postawili w 1700 roku, w rocznicę chrystianizacji Armenii, Ormianie z Litwy, Łotwy i Estonii.
Wchodzę w wąską ścieżkę w gęstym lesie. Przeciskam się przez gąszcz krucyfiksów. Imponujące misternie rzeźbione krzyże stoją obok chińskiej tandety. Jak to w życiu. Perełki, które wyszły spod młota litewskich kowali, obok prostych skrzyżowanych patyków. Z daleka błyszczy złoto: błogosławieństwo narodu Izraela. Wyblakłe rodzinne zdjęcia, różańce, monidła, obrazki, które przez lata wisiały nad łóżkami w sypialniach (w tym malowidło nieśmiertelne – Jezus nauczający z łodzi na jeziorze). Jest krzyż uczyniony ze śmigła samolotu, dyskietek i podzespołów komputerowych. Jest też spora tabliczka z napisem: Operazione Frontiera Baltica Italian Air Force sprzed czterech lat i ślady Litwinów, którzy trafili za ocean – do Los Angeles, Detroit, Bostonu, Chicago i Filadelfii. Ponieważ krzyż może postawić absolutnie każdy, bez żadnego zezwolenia, na miejscu można dostać oczopląsu.
Samorządowcy doskonale znają pojęcie miast partnerskich. Partnerską górą dla Kryžių kalnas jest Święta Woda pod Wasilkowem koło Białegostoku. Turystów i pielgrzymów witają tam krzyże postawione przez pielgrzymów z sanktuarium Matki Bożej Bolesnej.
Marcin Jakimowicz; GN 27/2019