Trudno posądzać angielską historyczkę, autorkę książki „Maria Tudor”, o katolickie sympatie.
Tworzenie czarnej legendy Marii I Tudor rozpoczęło się natychmiast po śmierci pierwszej królowej Anglii. W czasach swej sukcesorki, Elżbiety I, zyskała miano „Krwawej Mary”. Było to następstwem protestanckiej propagandy, która na wieki ukształtowała obraz katolickiej władczyni. Największy wpływ na to miały prawdopodobnie działalność i publicystyka Johna Knoxa i Johna Foxe’a. Knox w książce „Pierwsze dźwięki surm zagrzewające do walki z bezecną władzą kobiet” opisał ją jako „straszliwą i potworną Jezabel”, za której panowania Anglicy musieli „zginać kark pod jarzmem Szatana, jego ministrów, odrażających papistów i dumnych Hiszpanów”. Argumentował, że kobiety nie powinny sprawować rządów, bo są „słabe, wątłe, niecierpliwe, cherlawe i głupie…”, a ich panowanie jest „sprzeczne z porządkiem, bezstronnością i sprawiedliwością”. Po wstąpieniu na tron Elżbiety, protestantki, zrewidował swoje poglądy. Z kolei dzieło Foxe’a, zatytułowane „Dzieła i pomniki angielskich męczenników”, miało ukazywać „straszne i krwawe czasy królowej Marii”. Trudno przecenić wpływ tej publikacji, która z rozkazu władz znalazła się w każdym „kościele katedralnym”, na recepcję postaci królowej.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Edward Kabiesz