To nie jest ta sama droga co kiedyś. Nie trzeba tłuc się nieustannie za sznurem ciężarówek, z myślami czarniejszymi od asfaltu. Katolicki Uniwersytet Lubelski jest jakby bliżej. Choć w rzeczywistości zawsze był blisko... człowieka.
– Cały czas trwa jakaś walka – kontynuuje Giuseppe. – A ja bym chciał pracować z ludźmi spokojnymi, reprezentującymi jakieś wartości, i to właśnie otrzymuję na KUL-u. Jest tu bardzo dobry klimat, profesorowie są bardzo otwarci.
– No właśnie, a jak z tą relacją pomiędzy uczniem i nauczycielem we Włoszech? – dopytuję.
– We Włoszech na uczelniach jest bardzo dużo studentów, nie jesteś więc osobą, raczej numerem, kolejną liczbą. Jeśli nie spełniasz jakiegoś warunku, to dzieje się jak w poczekalni u lekarza. Słyszysz: „Następny proszę!”. Przykładowo – do egzaminu trzeba przeczytać ogromną ilość materiału, jakąś książkę, która ma dwa tysiące stron. Zapomnisz słowa i pada: „Następny proszę!”. To są chore sytuacje. Tutaj, w Lublinie, jest bardziej indywidualne podejście, i to jest bardzo dobre.
Moje życie
Korytarze wypełnione są młodymi ludźmi, ale da się wyczuć atmosferę jakiegoś szczególnego spokoju. Przy jednym ze stołów siostra zakonna o azjatyckich rysach analizuje notatki. Nie odrywa się, nie przerywa skupienia, kiedy ją mijam w drodze na spotkanie z panią rzecznik uniwersytetu, przesympatyczną młodą osobą, dr Lidią Jaskułą. – Przez „u” otwarte – podkreśla z humorem (skądinąd cała nasza rozmowa taka właśnie jest, choć mówimy przecież o poważnych sprawach). Obecnie lubi „podróżować z plecakiem”. Absolwentka, rzecz jasna, KUL-u, dokładnie dwóch kierunków: socjologii i prawa. Kiedy po studiach wyjechała z Lublina, ponoć usychała z tęsknoty. Więc wróciła. Proponuję jej zabawę w „dziś pytanie – dziś odpowiedź”. – Najbardziej lubię Lublin, bo... – …jest miastem kompaktowym, lekkim i przyjaznym. – Najlepszy student to... – …student zaangażowany. – Najlepszy profesor to... – …profesor świetnie przygotowany i słuchający. – Katolicki Uniwersytet Lubelski to... – …moje życie. To brzmi przekonująco. Zwłaszcza że kiedy rozmawiamy o tym, co KUL ma do zaoferowania współczesnemu światu, odpowiada bez namysłu, że dużo. – Moim zdaniem w ogóle uniwersytety katolickie mają dzisiaj wielką misję, szalenie ważną. Wydaje mi się, że potrzeba dzisiaj bardzo wyraźnych azymutów, musimy wiedzieć, w którą stronę mamy iść. Rozwój wszystkiego, co związane jest ze społeczeństwem globalnym, powoduje, że łatwo zabłądzić, stracić kierunek. Mnie się wydaje, że uniwersytety katolickie powinny wskazywać punkty orientacyjne, do których człowiek może się odnieść. Bardzo mi się podoba jedna z piosenek Michała Bajora o matkach, które pozostają same, i o ich domach. W jednej ze zwrotek padają słowa: „Przez to miejsce maleńkie i schludne biegnie prosto i dalej gna w przestrzeń twego życia zerowy południk, byś mógł sobie określić, gdzie jesteś”. Myślę, że tak właśnie jest z uniwersytetami katolickimi. To jest Alma Mater. Tutaj też biegnie taki południk, do którego można się odnieść, i to będąc zarówno studentem, jak i profesorem, i powiedzieć sobie, w jakim miejscu się jest. Pokazać całe bogactwo, jakie niesie katolicyzm, w zestawieniu z badaniami naukowymi, pokazać relację między nauką i wiarą – to też jest ważne zadanie uniwersytetu katolickiego – dodaje. Opowiadam jej więc o moich rozmowach ze studentami, którzy twierdzą, że jest to uniwersytet otwarty na człowieka.
– Tak – potwierdza – przede wszystkim jest to uniwersytet otwarty na człowieka. Studenci są najważniejszym elementem. Bez nich nie ma uniwersytetu. Młodzież zmienia się coraz szybciej. Zmieniają się jej priorytety. Skoro jednak młodzi przychodzą tutaj, na uczelnię katolicką, to pewne rzeczy są dla nas oczywiste: przychodzą dla pewnych wartości. Więc chcemy im udostępnić to, z czego mogą skorzystać, co służy ich formacji. Oczywiście chodzi o to, że muszą zdobyć świetne wykształcenie, po to żeby zdobyć zawód, ale nie tylko – jest cała sfera pasji człowieka, a w niej otwartość na wartości.
– Macie tu mistrzów, takich, którymi się szczycicie? – drążę temat relacji pomiędzy nauczycielem i uczniem.
– Tak, oczywiście, są to osoby zarówno z przeszłości, jak i obecnie nauczające, rozpoczynając od Karola Wojtyły, przez mnóstwo znanych i uznanych profesorów. Kiedy pytamy studentów w ankietach o relacje panujące na uniwersytecie, wciąż przewija się wątek tej właśnie relacji: student–mistrz, nauczyciel. Okazuje się, że dla nich to ma ogromną wartość, co pokazuje, że tendencja umasawiania nauczania nie jest dobrą tendencją. To zawsze powinno być personalne, osobiste, wprost. Ważna jest ta relacja indywidualna i to, że w takiej właśnie indywidualnej relacji mogą się rozwijać.
– Powiedziała pani, że będąc poza Lublinem i mając dobrą pracę, jednak tęskniła. Dlaczego tęskni się za KUL-em? – pytam. Po chwili dłuższego zastanowienia odpowiada:
– Kiedy jesteśmy tutaj, myślę, że tworzymy wspólnotę. Jesteśmy tutaj przyjaciółmi. Ja to tutaj czuję.
ks. Adam Pawlaszczyk; GN 23/2019