Hongkońska policja użyła w środę gazu łzawiącego wobec demonstrantów protestujących przed budynkami rządowymi przeciw ustawie ekstradycyjnej, na mocy której podejrzani mogliby być wysyłani na rozprawę do Chin kontynentalnych. Rannych zostało ok. 10 osób.
Dziesiątki tysięcy ludzi zbierały się od rana w pokojowym proteście w centrum Hongkongu. Następnie nastroje w tłumie zmieniły się i niektórzy demonstranci - jak pisze Reuters - zaczęli atakować funkcjonariuszy parasolkami. Policja ostrzegała ich, że "użyje siły".
Protestujący, w większości młodzi ludzie ubrani na czarno, wznieśli na ulicach barykady, co przypomina prodemokratyczne protesty Occupy, które w 2014 roku zablokowały tę byłą kolonię brytyjską. Znakiem rozpoznawczym tych demonstracji były wówczas żółte parasole.
Demonstranci zgromadzili się na głównej arterii komunikacyjnej w pobliżu siedziby szefowej hongkońskiej administracji Carrie Lam. Funkcjonariusze policyjnych oddziałów prewencji wezwali protestujących, by przestali napierać na siły bezpieczeństwa.
"Czy na zakończenie +ruchu parasolek+ nie mówiliśmy, że wrócimy?" - powiedziała agencji Reutera prodemokratyczna prawniczka Claudia Mo, odnosząc się do nazwy często używanej dla protestów "Occupy". "Teraz wróciliśmy!" - powiedziała, gdy zwolennicy powtórzyli jej słowa.
Inni demonstranci po raz kolejny wezwali Lam, żeby ustąpiła ze stanowiska.
Licząca 70 miejsc Rada Legislacyjna Hongkongu, będąca odpowiednikiem lokalnego parlamentu, miała w środę rozpatrzeć ustawę zezwalającą na ekstradycję osób podejrzanych o przestępstwa do Chin kontynentalnych. Krytycy ustawy argumentują że chiński system wymiaru sprawiedliwości dopuszcza stosowanie tortur, arbitralnego przetrzymywania w areszcie i wymuszanie zeznań.
Hongkoński rząd poinformował, że debata na temat ustawy odbędzie się w innym terminie.