Zła wiadomość dla posiadaczy telefonów Huawei. Wkrótce mogą mieć problem np. z oglądaniem na swoich telefonach filmów z YouTuba. W tle jest wielka polityka.
20.05.2019 13:22 GOSC.PL
Do życia użytkowników telefonów marki Huawei może wkrótce wkraść się nerwowość. Mogą oni mieć problemy z użytkowaniem takich popularnych aplikacji jak Gmail czy YouTube. Koncern Google zerwał współpracę z chińskim koncernem. Chińskie telefony utracą dostęp do google’owskich aktualizacji systemu android. Ale jeszcze większy stres przeżywają szefowie koncernu Huawei. Jeśli kolejne generacje ich telefonów nie będą miały dostępu do popularnych programów, to kto poza Chińczykami w ogóle je kupi?
W tle zerwanej współpracy między Googlem a Huaweiem jest oczywiście polityka. Donald Trump od dłuższego czasu zapowiadał, że chce zmusić Chiny do bardziej korzystnych dla Amerykanów relacji handlowych. Wojna handlowa już de facto się rozpoczęła. Amerykańskie Google wystrzeliły właśnie swego rodzaju salwę w jeden z największych chińskich koncernów. I trzeba powiedzieć, jest to salwa bardzo celna i mocna ze strony Amerykanów. Chińczycy chyba nie spodziewali się takiej determinacji swojego rywala.
Ta rozgrywka między koncernami Google a Huawei jest tak naprawdę rozgrywką między Stanami Zjednoczonymi a Chińską Republiką Ludową. To jeszcze jeden dowód na to, że kapitał ma jednak narodowość. Koncerny są jak najbardziej częścią swoich macierzystych krajów. I często wspomagają politykę swoich rządów na arenie międzynarodowej. Tak stało się w wypadku Googla. Amerykański koncern stał się amerykańską kanonierką w wojnie handlowej z Chinami.
Kapitał nie kieruje się tylko i wyłącznie krótkookresowym rachunkiem zysków i strat. Google może stracić na zerwaniu współpracy z Huaweiem. Ale jego działanie jest częścią większego procesu, jakim jest osłabienie Chin jako rywala gospodarczego USA. Dla Googla jest to część strategii biznesowej, ale długofalowej. Dominacja Ameryki w światowej gospodarce pomaga przecież koncernowi w ekspansji. Zyski na linii państwo-koncerny są obustronne.
Jaka jest w związku z tym nauczka dla nas? Zapomnijmy, że międzynarodowe koncerny reprezentują w naszym kraju tylko swoje interesy ekonomiczne. Reprezentują one też interesy swoich macierzystych krajów. Nie jest w interesie Niemiec, aby Polska przeskoczyła ich technologicznie. Volkswagen nie będzie więc budował w Polsce elektrycznych samochodów, nawet jeśli byłyby tu kadry, rynek i korzyści podatkowe. Niemiecki koncern co najwyżej ściągnie zdolnych polskich inżynierów do Wolfsburga, a w Polsce zostawi montownie.
Co więc zrobić z koncernami, realizującymi politykę swoich ojczyzn? Trzeba przyjąć ten fakt do wiadomości i naśladować innych. Jacek Kuroń mawiał, „zamiast palić komitety zakładajcie własne”. Warto więc sparafrazować to zdanie, i powiedzieć „nie walczcie z zagranicznymi koncernami, budujcie własne”. Polska, jeśli chce się liczyć na gospodarczej mapie świata, musi budować swoje międzynarodowe firmy. Jeśli chcemy brać udział postępie technologiczny, musimy mieć wielkie firmy, które ten postęp mogłyby stymulować.
Zaraz pojawią się głosy, że Polska jest za małym krajem na gospodarczej mapie świata, żeby budować swoją niezależność. Ale jest rozwiązanie tej sytuacji. Wokół siebie mamy sporą grupę krajów, która ma podobny problem co my. Chodzi o takie kraje jak Czechy, Węgry, Rumunia, ale także Ukraina czy Serbia. Wszystkie kraje regionu mają słabiutki kapitał własny. Ale nasze kapitały liczone razem już mają odpowiednią wagę na świecie. Nasze kapitały mogą więc zacząć współpracować w większej skali, zamiast rywalizować w skali niewielkiej.
Przykład Googla pokazał, jak ważne dla narodowych interesów jest posiadanie własnych koncernów. Ich działanie jest sprzężone z polityką gospodarczą ich ojczyzn. Jeżeli więc chcemy być bardziej niezależni gospodarczo, jeśli chcemy coś znaczyć na mapie świata, musimy budować własne koncerny. Możemy albo więc razem z Czechami czy Ukraińcami budować duże firmy, które mogłyby mieć szanse urosnąć do roli naszych koncernów, albo zadowolić się rolą monterów dla koncernów zagranicznych.
Bartosz Bartczak