Wenezuela jest wielką beczką prochu nie tylko w przenośni – w ciągu ostatnich 20 lat kraj ten zgromadził jedne z największych zapasów broni na świecie. Gra toczy się o kontrolę nad tym arsenałem.
Dlaczego Wenezuela w ogóle znalazła się w orbicie zainteresowań mocarstw? Jest przecież tyle innych miejsc na świecie, gdzie wojna domowa wisi w powietrzu, gdzie dochodzi do próby obalenia dyktatorów i gdzie wojsko rozjeżdża demonstrantów, a jednak nikt o takie kraje nie kruszy kopii. Całkiem możliwe, że nikt nie zainteresowałby się również Wenezuelą, gdyby nie jedne z największych na świecie złoża ropy, którymi dysponuje. USA i Rosja mają tam o co ze sobą walczyć już tylko z tego powodu. Ponadto dla Rosji to również wizerunkowa i strategiczna rekompensata za utratę stref wpływów w Ameryce Łacińskiej po rozpadzie ZSRR. Bo przez całe lata zimnej wojny również tam – poza innymi rejonami świata – toczyła się zaciekła rywalizacja między dwoma mocarstwami. Moskwa wspierała, najczęściej z sukcesem, wszelkie rewolucje komunistyczne i lewicowe w krajach latynoskich. Upadek Związku Radzieckiego zahamował lub wręcz wyparł wpływy Kremla z tej części świata, ale to się zmieniło, gdy stery przejął Władimir Putin. Wysłanie przez Rosję komandosów z prywatnych firm wojskowych do ochrony prezydenta Maduro to jasny sygnał, że Wenezueli Moskwa nie odpuści. I gdy wydawało się, że w analizach rosnącego napięcia wokół Wenezueli powiedziano już wszystko, ktoś przypomniał sobie o jeszcze jednym „drobiazgu”: o gigantycznym składzie wszelkiego rodzaju broni, w jaki swój kraj przekształciły jego władze w ostatnich dekadach. Broni dostarczanej głównie z Rosji, która z Wenezueli trafia również do krajów ościennych przez wszelkiej maści przemytników. Tego uzbrojenia wystarczy, by rozpętać prawdziwą wojnę w tamtej części świata. Czy można się dziwić, że USA i Rosja gotowe są na otwartą konfrontację, byle tylko położyć rękę również na największym w regionie arsenale?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina