Papież Franciszek coraz bardziej przypomina… młodego ks. Josepha Ratzingera. Bo kto pierwszy prorokował, że Kościół będzie musiał zaczynać od nowa?
10.05.2019 14:02 GOSC.PL
"Któregoś dnia Duch Święty kopniakiem przewróci stół i trzeba będzie zaczynać od nowa" – mówił papież wczoraj w bazylice św. Jana na Lateranie podczas spotkania z przedstawicielami diecezji rzymskiej. Dostało mu się za to – tradycyjnie – po głowie. Dokładnie tak samo, jak po głowie dostał młody i nieznany wówczas szerzej ks. Joseph Ratzinger, który w latach 60. XX wieku prorokował: „Z obecnego kryzysu wyłoni się Kościół jutra – Kościół, który stracił wiele. Będzie niewielki i będzie musiał zacząć od nowa, mniej więcej od początku. Ponieważ liczba jego zwolenników maleje, więc straci wiele ze swoich przywilejów społecznych”.
Ratzinger używa może bardziej eleganckich słów, ale przecież co do istoty, mówi to samo, co wczoraj Franciszek: powiew Ducha musi sprawić, że to, co nie pozwala Kościołowi, każdemu z nas, być wiarygodnym świadkiem Chrystusa, musi odejść na zawsze. A że nie odchodzi samo, konieczna jest radykalna interwencja.
„Kościół będzie wspólnotą bardziej uduchowioną, nie wykorzystującą mandatu politycznego, nie flirtującą ani z lewicą, ani z prawicą. To będzie trudne dla Kościoła, bo ów proces krystalizacji i oczyszczenia będzie kosztować go wiele cennej energii. To sprawi, że będzie ubogi i stanie się Kościołem cichych”.
I dalej: „Proces ten będzie tym bardziej uciążliwy, że trzeba będzie odrzucić zarówno sekciarską zaściankowość, jak i napuszoną samowolę. Można przewidzieć, że wszystko to będzie wymagało czasu”.
Proroctwo Ratzingera było już przytaczane przy różnych okazjach, ale brakuje zazwyczaj podkreślenia, że nie o czarnowidztwo tu chodzi, nie o wywrócenie stołów dla samego efektu. Na końcu tego procesu jest przecież światło: „Kiedy minie już proces tego odsiewania, wielka moc popłynie z bardziej uduchowionego i uproszczonego Kościoła. W totalnie zaplanowanym świecie ludzie będą strasznie samotni. Jeśli całkowicie stracą z oczu Boga, odczują całą grozę swojej nędzy. Następnie odkryją małą trzódkę wyznawców jako coś całkowicie nowego. Odkryją ją jako nadzieję, która jest im przeznaczona, odpowiedź, której zawsze potajemnie szukali”.
Może w słowach Franciszka o „przewróceniu stołów” brakuje tej głębi, która jest u Ratzingera. Inna konwencja wypowiedzi – tu spontaniczne przemówienie „sytuacyjne” (sytuacja w diecezji rzymskiej), tam dłuższy pogłębiony tekst. Ale przecież obaj mówią dokładnie to samo: bez odrzucenia tego, co zabija radość Ewangelii, łącznie z przywilejami, do których przywykliśmy, trudno myśleć z nadzieją o przyszłości Kościoła. I nie chodzi tylko o skrajne i wołające o pomstę do nieba przypadki zbrodni na psychice i ciele dzieci – to stół, który już dawno i jako pierwszy powinien był zostać wywrócony. Tych stołów do przewrócenia i odrzucenia jest naprawdę dużo – i w diecezjach, i w każdym z nas.
Jacek Dziedzina