Moje życie bardzo źle wyglądało. Piłem, mieszkałem w noclegowni, byłem sam, właśnie bez nadziei. I kiedy poznałem Anię, wróciła nadzieja, bo żona mnie do Pana Boga przyprowadziła.
Przełomowym momentem okazały się wspólne rekolekcje, podczas których rodzice i wychowawcy stanęli w jednym szeregu: uczestników. Wielu z nich przeżyło tam swoje nawrócenie, po wielu latach podeszło do spowiedzi.
Powiedzieliśmy im szczerze, że nie jesteśmy w stanie rozwiązać wszystkich ich problemów. Ale możemy podzielić się tym, co sami uważamy za najcenniejsze: Panem Bogiem.
Odtąd rodzice zaczęli chętnie uczestniczyć w życiu Stowarzyszenia. Organizują dla swoich dzieci jasełka, remontują pomieszczenia, pomagają też sobie nawzajem. - Staramy się wydobyć z rodziców ich potencjał. Ale jesteśmy też przy nich, kiedy nas potrzebują. Towarzyszymy im podczas wizyty u lekarza, czy rozprawy w sądzie, pomagamy załatwić opał. Czasem wpadamy do nich na kawę. Ci ludzie są strasznie osamotnieni - opowiada prezes Stowarzyszenia.
I dzieją się cuda!
- Najbardziej pamiętam pierwszą modlitwę, bo była czymś nowym w rodzinie - zwierza się Ania. - Siedzieliśmy wszyscy w pokoju, nawet najstarsze dzieci były z nami, na stole wieniec adwentowy, jedna świeczka zapalona i byliśmy tą sytuacją tak... bardzo skrępowani. - Warunki były trudne, ale widzimy, że te wspólne modlitwy przybliżyły nas do siebie - dodaje jej mąż Daniel.
Dziwnie tak usiąść z kimś do modlitwy, kiedy chwilę wcześniej nawrzeszczało się na niego. Nie da się wspólnie modlić, dopóki się nie przeprosi, nie przebaczy...
- Moje życie bardzo źle wyglądało - wyznaje Daniel. - Piłem, mieszkałem w noclegowni, byłem sam, właśnie bez nadziei. I kiedy poznałem Anię, wróciła nadzieja, bo żona mnie do Pana Boga przyprowadziła. Mam po co i dla kogo żyć.
- Gdybym mogła, wszystkim bym o Panu Bogu opowiadała - mówi z zapałem Ania. - Nie wstydzę się, bo wiem, że On mnie uratował i cały czas mnie zmienia. Kiedyś bałam się nawet wchodzić do kościoła, bo wydawało mi się, że Pan Bóg się mną brzydzi. Dzisiaj wiem, że mnie kocha.
Panie Boże, Ty się martw
- Wierzymy, że dobro wypiera zło - mówi Alina. - Umawiamy się z podopiecznym: "Ja pomogłam tobie. Teraz ty, najszybciej jak się da, pomóż komuś innemu".
- My się tak wciągnęliśmy w to pomaganie, że teraz robimy to ciągle. Cały czas się czymś dzielimy - śmieje się Ania. - Czy nigdy nam nie brakuje? Czasami brakuje. Ale potem się zwraca z nadwyżką. Kiedyś w sobotę po południu wrzuciłam potrzebującej kobiecie ostatnie dwa złote, jakie miałam w portfelu. Na poniedziałek już nic nie zostało. Mówię: "Panie Boże, Ty się tym martw". I w poniedziałek przelew na konto z opieki społecznej, chociaż w ten dzień tygodnia nigdy żadnych wypłat nie robią.