Czy ocalenie Johna Smitha było cudem? Tego nie wiemy.
28.04.2019 07:50 GOSC.PL
W karcie pacjenta zapisano „Pacjent zmarł, matka się pomodliła, pacjent powrócił do życia”.
W tej krótkiej notatce zawarta została właściwe cała historia. Matka owego pacjenta, opisała ją w książce wydanej w ubiegłym roku także w Polsce. To wydarzenia, czyli powrót do życia, stanowi prolog, który staje się punktem wyjścia filmowej opowieści
„Przypływ wiary”, który można jeszcze gdzieniegdzie zobaczyć w naszych kinach, zajmuje obecnie trzecie miejsce na amerykańskiej liście hitów kinowych. Film, będący ekranizacją książki, należy do prężnie rozwijającego się w USA nurtu chrześcijańskiego kina. Niektóre z tych filmów trafiły również na nasze ekrany. Reprezentują one różny poziom artystyczny, nie brak wśród nich filmowych kiczów.
„Przypływ wiary” z pewnością do tych ostatnich nie należy. Jego największym walorem jest mocne przesłanie wiary, miłości rodzinnej i siły modlitwy, która jednoczy i daje nadzieję. Chociaż wiemy, jak zakończyła się ta historia, film do końca ogląda się z ogromnym zainteresowaniem. Jego mocną stroną jest scenariusz, znakomicie dobrana obsada, a także fakt, że nie ma w nim łopatologicznej, nachalnej i nieskutecznej próby ewangelizowania, co często zdarza się w tego typu produkcjach. Twórcy starają się przekonać widza nie patetycznymi monologami i dialogami, ale tym co rozgrywa się na ekranie. Ważną rolę w filmie pełni muzyka, a fani chrześcijańskiego rocka z pewnością nie wyjdą z seansu zawiedzeni. Tym bardziej, że wykonują ją najlepsze zespoły tego nurtu. To znakomite kino na weekend kino dla całej rodziny.
Edward Kabiesz