Cywilizacja europejska nie zwaliła się 15 kwietnia 2019 r. Płonąca katedra jest tylko symbolem procesu, który dokonał się co najmniej pół wieku temu.
Weseju „Paryż odnaleziony” (1948) Tymon Terlecki opisuje przeczucie katastrofy, jakie towarzyszyło mu przed wojną podczas wędrówek po stolicy Francji: „Pamiętam, że jak ptaki drapieżne, jak tratujące konie, zlatywały na mnie, raniły mnie przerażenia, że ten świat urzekający i odpychający, straszny i wspaniały, jest skazany na zatracenie, zniknie z powierzchni ziemi jak Niniwa”. Znakiem nadciągającej apokalipsy stała się dla pisarza figura anioła trzymającego w dłoniach długi róg, umieszczona między dwiema wieżami Notre Dame, na wierzchołku dachu katedry: „Instrument już prawie dotyka gorzkich warg, ale jest opuszczony ku ziemi. W zwrocie głowy na lewo, w opuszczeniu jej na ramię, w ociężałości rąk trzymających róg jest przeraźliwy smutek, straszliwa wiedza, nieopisana czułość zwłócząca od stuleci chwilę oznajmienia rzeczy ostatecznych”. Przestarzałe słowo „zwłóczyć” oznacza tu tyle co „opóźniać”. Anioł podnosi róg do ust, aby obwieścić doczesnemu światu dzień gniewu, ale zwleka, dając ludziom czas na nawrócenie. Być może dzięki niemu Terlecki, w którym przeczucie katastrofy wywoływało myśli samobójcze, przetrwał najczarniejsze godziny: „Wdrapywałem się sam jeden na górę, na ganek między wieżami, żeby odwiedzać tego anioła. Był mi bliski jak ktoś żywy”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Wojciech Wencel