Po zmartwychwstaniu Jezusa uczniowie przebywali w zaryglowanym Wieczerniku.
Nic nie było w stanie ich stamtąd przepędzić. Tak wielkiego doznawali lęku przed ludźmi i przed przyszłością. Jeśli zmasakrowano na krzyżu Mistrza, wnet przyjdzie kolej na Jego wyznawców. Duch Święty pomógł im wyjść z Wieczernika i znaleźć nowy adres: krużganki Salomona. Była to odsłonięta część zewnętrzna świątyni jerozolimskiej, pomiędzy Świętym Świętych a dziedzińcem pogan, z widokiem na dolinę potoku Cedron. Tam rozpoczął swe niemowlęce życie Kościół Zmartwychwstałego. Wnet wszyscy mogli zauważyć jego przejawy. Rosła liczba mężczyzn i kobiet przyjmujących wiarę w Pana. Inni otaczali uczniów Jezusa szacunkiem, bo dla wszystkich stawało się coraz bardziej oczywiste, że Kościół nie jest przechowalnią pamięci po wielkim Nauczycielu z Galilei, ani też nowym ośrodkiem propagandy religijnej o zawrotnej terapeutycznej skuteczności. Ludzie nie tylko myślą, ale i zmysłami odczuwali, że los Boskiego Skazańca umęczonego na krzyżu nie skończył się pod ciężarem płyty grobowej. On nie tylko powrócił z cmentarza, jak utrzymywali Jego zwolennicy, ale żyje pośród nich, wnikając w ich ciała i dusze, i mnożąc namacalne znaki swej obecności. Dzieje Apostolskie zwracają uwagę zwłaszcza na ręce uczniów Jezusa i cień rzucany przez ich sylwetki. „Wiele znaków i cudów działo się wśród ludu przez ręce apostołów”, ponadto „wynoszono chorych na ulice i kładziono na łożach i noszach, aby choć cień przechodzącego Piotra padł na któregoś z nich”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Robert Skrzypczak