Osiem tysięcy kroków

„Ludziom, którzy o Nim rozmawiali, ukazał swoją obecność, ale przed tymi, którzy o Nim wątpili, ukrył postać umożliwiającą Jego poznanie”.

Obiecuję, że to ostatnia z homilii ojców Kościoła na Oktawę Zmartwychwstania, którą tutaj wrzucam. Trudno się powstrzymać, gdy na wyprawę do Emaus zabiera nas dzisiaj św. Beda Czcigodny. W dziele „In Lucae Evangelium Expositio” znajduje się jego homilia właśnie na Środę Wielkanocną (tłum. ks. Przemysław M. Szewczyk – Dom Wschodni, patres.pl). Jednej z najbardziej znanych scen z Ewangelii angielski benedyktyn i doktor Kościoła z przełomu VII i VIII wieku nadaje interpretację, która pozwala odkryć ją na nowo:

 „A oto dwaj z Jego uczniów tego dnia szli do miasteczka, które znajdowało się w odległości sześćdziesięciu stadiów od Jerozolimy, o nazwie Emaus i rozmawiali ze sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło”. „Stadion”, przy pomocy którego Grecy – jak mówią dzięki Herkulesowi – mierzą długość dróg, równy jest ósmej części mili, a zatem sześćdziesiąt stadiów oznacza siedem tysięcy pięćdziesiąt kroków. Taka odległość dobrze pasuje do tych, którzy pewni co do śmierci i pogrzebu Zbawcy, kroczyli pełni wątpliwości odnośnie do zmartwychwstania. Czy ktoś wahałby się uznać, że zmartwychwstanie, które dokonało się po siódmym dniu szabatu, wypadło w dniu ósmym? Uczniowie zatem, którzy szli rozmawiając o Panu, przeszli sześć tysięcy kroków zamierzonej drogi, ponieważ boleli nad Nim, który za życia bez skargi dotarł aż do śmierci mającej miejsce w szósty dzień szabatu; przeszli także siedem tysięcy kroków, ponieważ nie mieli wątpliwości, że spoczął On w grobie. Jednak do odległości ośmiu tysięcy kroków tylko w połowie się zbliżyli, ponieważ jeszcze nie wierzyli doskonale w chwałę już dokonanego zmartwychwstania (…).
„Oczy zaś były na uwięzi, że Go nie poznali”. Ukazał się bowiem Pan, ale nie objawił im wyglądu, który by rozpoznali. Pan to uczynił na zewnątrz w oczach ciała, co oni sami czynili wewnątrz w oczach serca. Oni bowiem wewnętrznie szli ze sobą i wątpili, więc Pan na zewnątrz był obecny, ale nie ukazał im, kim jest. Ludziom, którzy o Nim rozmawiali, ukazał swoją obecność, ale przed tymi, którzy o Nim wątpili, ukrył postać umożliwiającą Jego poznanie. Uznali za pielgrzyma tego, którego oblicza nie poznali. Lecz prawdziwie pielgrzymował w ich stronę, bo jeszcze daleko byli od chwały zmartwychwstania dostrzegając słabość natury. Pielgrzymował w ich stronę, bo pozostawał wobec nich obcy co do wiary, gdyż nie znali Jego zmartwychwstania.
„I zbliżyli się do miejscowości, do której szli, a On sprawiał wrażenie, że idzie dalej. Zatrzymali Go mówiąc: Zostań z nami, ponieważ zapada wieczór i dzień się już nachylił. I wszedł razem z nimi”. Prosta prawda niczego nie uczyniła nieszczerze, lecz gdy mówi: „Sprawiał wrażenie, że idzie dalej”, takim się ukazał uczniom w ciele, jakim był w ich umyśle.  Trzeba bowiem było sprawdzić, czy ci, którzy nawet jeszcze nie umiłowali Go jako Boga, kochali Go przynajmniej jako pielgrzyma. Lecz ponieważ nie było możliwe, by pozbawieni byli miłości ludzie, z którymi wędrowała prawda, zapraszają Go w gościnę jako pielgrzyma. Dlaczego jednak mówimy „zapraszają”, skoro w tym miejscu jest napisane: „I przymusili Go”? Z tego przykładu wynika, że pielgrzymów należy nie tylko zapraszać w gościnę, lecz nawet ciągnąć (…). I dlatego nie poznali Go inaczej, jak w łamaniu chleba, aby nikt nie uważał, że poznał Chrystusa, jeśli nie jest uczestnikiem Jego ciała, czyli Kościoła, którego jedność w sakramencie chleba zalecił Paweł mówiąc:  „My liczni jesteśmy jednym chlebem, jednym ciałem”. Dlatego gdy rozdał im błogosławiony chleb, otworzyły się im oczy i poznali Go.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina