Wtorek jest drugim dniem bezterminowego strajku nauczycieli. Strajkujący przychodzą do pracy: do szkół i przedszkoli, ale powstrzymują się od niej, nie wykonują żadnych czynności związanych z zawodem czy z opieką nad dziećmi.
W poniedziałek rozpoczął się zorganizowany przez Związek Nauczycielstwa Polskiego i Forum Związków Zawodowych strajk w szkołach. Przystąpiła do niego też część nauczycieli z oświatowej Solidarności, m.in. z województw: wielkopolskiego, pomorskiego, śląskiego, dolnośląskiego, warmińsko-mazurskiego i kujawsko-pomorskiego. Według ZNP w strajku biorą też udział nauczyciele niezrzeszeni w żadnym ze związków.
Wiceminister edukacji narodowej Maciej Kopeć poinformował w poniedziałek na konferencji prasowej, że z danych przekazanych przez kuratoria do godz. 12.00 wynika, że do strajku przystąpiło 48,5 proc. szkół i placówek. Zaznaczył, że odsetek ten dotyczy tylko szkół i przedszkoli publicznych prowadzonych przez samorządy. Jak podała rzeczniczka MEN Anna Ostrowska, kolejne informacje o skali protestu resort edukacji przedstawi we wtorek.
ZNP i FZZ w styczniu rozpoczęły procedury sporu zbiorowego. W ich ramach przeprowadziły w marcu referenda strajkowe. Według ZNP z informacji zgromadzonych do czwartku rano wynika, że w strajku zamierzało wziąć udział 79,725 proc. ogółu szkół i przedszkoli w całym kraju, czyli 15 576 szkół, przedszkoli, placówek oświatowych i zespołów szkół. Największy odsetek szkół i przedszkoli deklaruje przyłączenie się do akcji strajkowej w województwach: kujawsko-pomorskim - 91 proc., łódzkim - 87 proc., zachodniopomorskim - 85 proc. wielkopolskim - 84 proc., świętokrzyskim i śląskim - po 82 proc., warmińsko-mazurskim i dolnośląskim - po 81 proc.
W poniedziałek przed południem, komentując w Polsat News dane MEN dotyczące zasięgu strajku, prezes ZNP Sławomir Broniarz powiedział: "Zdaniem Związku Nauczycielstwa Polskiego w zdecydowanej liczbie województw ta statystyka (strajkujących szkół - PAP) pokrywa się z liczbą szkół, które deklarowały gotowość wejścia w spór zbiorowy, weszły w ten spór zbiorowy i tutaj mamy pełną satysfakcję, że ten strajk z punktu widzenia efektu liczbowego naprawdę jest udany".
Przykładowo Kuratorium Oświaty we Wrocławiu poinformowało w poniedziałek, że z danych zebranych (w formie ankiet przesłanych przez dyrektorów placówek) w połowie szkół w regionie wynika, że na Dolnym Śląsku strajkuje 81,4 proc. szkół i przedszkoli. Dane te pokrywają się z odsetkiem placówek w regionie, które w referendum ZNP zapowiedziało udział w strajku. Kuratorium Oświaty w Gorzowie Wielkopolskim podało zaś, że w woj. lubuskim strajk odbywa się w 83 proc. placówek oświatowych.
Według danych, jakie zebrało pomorskie kuratorium oświaty, w województwie strajk nauczycieli w poniedziałek objął 77,4 procent placówek oświatowych. Z kolei według danych z opolskiego kuratorium oświaty w poniedziałek w strajku wzięli udział pracownicy 375 placówek, co stanowi 52 proc. wszystkich szkół. Dane Kuratorium Oświaty w Poznaniu wskazują, że w regionie do strajku włączyło się 37 proc. placówek oświatowych. Z danych Kuratorium Oświaty w Kielcach wynika, że w regionie świętokrzyskim do strajku przystąpiło ponad 41 proc. szkół i przedszkoli, a według danych Kuratorium Oświaty w Rzeszowie na Podkarpaciu w poniedziałek do strajku przystąpiło 21 proc. szkół i przeszkoli.
Dane o skali protestu zbierają też struktury związkowe i samorządy, jako organy prowadzące szkoły. Przykładowo do poniedziałkowego strajku nauczycieli na Pomorzu Zachodnim przystąpiło ponad 83,4 proc. placówek oświatowych - wynika z informacji zachodniopomorskiego ZNP. Według kuratorium wzięło w nim udział 77,5 proc. szkół i ich zespołów. Z kolei według danych ZNP strajk nauczycieli w Łódzkiem w poniedziałek odbył się w 1219 placówkach oświatowych, co stanowi 84 proc. szkół i przedszkoli regionu, w samej Łodzi strajkowało 316 miejskich placówek, w tym 115 przedszkoli.
W Białymstoku strajk nauczycieli odbył się w poniedziałek we wszystkich szkołach i przedszkolach, które to wcześniej deklarowały - wynika ze wstępnych informacji przekazanych przez miasto. Wcześniej przystąpienie do strajku deklarowało blisko 90 proc. placówek, czyli 111 szkół i przedszkoli, na 136 takich placówek w mieście. Z kolei władze Szczecina podały, że do poniedziałkowego strajku nauczycieli przystąpiło 106 placówek oświatowych ze 139 istniejących w mieście. Na konferencji w Warszawie wiceprezydent stolicy Renata Kaznowska podała, że wśród nauczycieli, którzy mieli pojawić się w pracy w poniedziałek rano, ponad 8 tys. na ponad 10 tys. przystąpiło do strajku.
Dane o liczbie placówek objętych protestem i strajkujących nauczycielach, jeśli akcja protestacyjna potrwa dłużej, mogą się różnić we wtorek i w dniach następnych od danych poniedziałkowych, gdyż nauczyciele codziennie rano, przychodząc do pracy do szkoły czy przedszkola, podejmują decyzję, czy w tym dniu będą protestować.
Na poniedziałkowej konferencji prasowej wiceminister Kopeć zapewnił, że kuratorzy oświaty "monitorują sytuację pod względem bezpiecznych i higienicznych warunków i przestrzegania prawa". "Patrzymy na to, na ile sytuacja (...) jest dla rodziców trudna i czy dyrektor szkoły i samorząd wypełniają obowiązki nałożone na nich przez prawo" - powiedział.
W kontekście protestu Kopeć pytany był o zaplanowane na kwiecień egzaminy zewnętrzne - 10, 11 i 12 kwietnia ma odbyć się egzamin gimnazjalny, 15, 16 i 17 kwietnia - egzamin ósmoklasisty, a 6 maja mają rozpocząć się matury. Mogą się one zbiec w czasie z rozpoczętym w poniedziałek strajkiem nauczycieli.
Wiceminister zaznaczył, że najwięcej obaw budzi kwestia powołania tzw. zespołów nadzorujących egzaminy. Przypomniał, że zgodnie z przepisami prawa dyrektor powinien powołać zespół egzaminacyjny na dwa miesiące przed egzaminem i następnie - na miesiąc naprzód - zespoły nadzorujące, które będą nadzorować przebieg egzaminów w danej sali. Zespoły te mają składać się z dwóch lub trzech nauczycieli, zależnie od liczby uczniów.
"Nie widzę zagrożeń co do kwestii związanych z przebiegiem egzaminu. Jestem zresztą przekonany, że nauczyciele w swoich szkołach pozostaną przy uczniach i ten egzamin zostanie przeprowadzony" - dodał.
Przypomniał także, że weszła w życie nowelizacja rozporządzeń w sprawie organizacji egzaminów zewnętrznych (egzaminu ósmoklasisty, egzaminu gimnazjalnego i matur). Dają one możliwość powołania do zespołu nadzorującego nauczyciela z innej szkoły, a także osoby mającej kwalifikacje pedagogiczne. Jak wyjaśnił, chodzi o wykonywanie bardzo prostych czynności, takich jak np. poinformowanie ucznia, że nie może mieć przy sobie komórki, że nie może dzwonić, bo to unieważni jego egzamin, itd. Poinformował, że Centralna Komisja Egzaminacyjna przygotowała specjalne instrukcje dla tych osób oraz że dyrektor musi taka osobę przeszkolić.
Kopeć pytany był także, czy MEN ma wiedzę, ilu faktycznie nauczycieli będzie pracować w zespołach nadzorujących i egzaminacyjnych, ile już zgłosiło się osób mających kwalifikacje pedagogiczne do pomocy przy egzaminach oraz czy te osoby będą weryfikowane, gdyż wymagania, jakie musi - zgodnie z przepisami - spełnić osoba, która pracuje z dziećmi są bardzo rygorystyczne.
"Gdy dyrektorzy będą mieli wiedzę, jakimi nauczycielami będą dysponować w swojej szkole, wtedy podejmą decyzje" - zaznaczył. "Oferujemy stworzenie pewnej bazy danych, która będzie dostępna, ale to, w jaki sposób skorzysta z tego dyrektor, jest decyzją dyrektora szkoły, także to, w jaki sposób zatrudni taką osobę przy odpowiednich rygorach prawnych" - mówił wiceminister. Podkreślił, że dyrektor, zatrudniając każdą osobę w szkole, ponosi odpowiedzialność za to i musi sprawdzić "te elementy, które są potrzebne po to, żeby ta osoba miała kwalifikacje i mogła mieć kontakt z uczniami". "Pełen obraz sytuacji, jak będzie to wyglądać, będziemy mieli dopiero jutro rano" - dodał wiceminister.
Od 25 marca do niedzieli włącznie trwały negocjacje rządu ze związkami zawodowymi zrzeszającymi nauczycieli. Forum Związków Zawodowych i Związek Nauczycielstwa Polskiego w trakcie negocjacji zmodyfikowały oczekiwania (początkowo upominały się o tysiąc zł podwyżki) i obecnie postulują 30 proc. podwyżki rozłożonej na dwie tury - 15 proc. od 1 stycznia i 15 proc. od 1 września br. Krajowa Sekcja Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność" negocjowała m.in. podwyżkę wynagrodzeń w wysokości 15 proc. od stycznia 2019 r. oraz zmianę systemu wynagradzania, według którego pensje nauczycieli byłyby bezpośrednio powiązane z przeciętnym wynagrodzeniem w gospodarce narodowej.
W niedzielę wieczorem porozumienie z rządem zawarła tylko oświatowa Solidarność. ZNP i FZZ odrzuciły propozycje rządu. Wicepremier Beata Szydło zapowiedziała, że rząd jest gotów, jeżeli pozostałe centrale związkowe zwrócą się z propozycją takich rozmów, do kontynuowania dialogu, bo - jak podkreśliła - jest to potrzebne polskiej szkole.
W poniedziałek wicepremier Beata Szydło po raz kolejny zaapelowała do ZNP i FZZ. "Wydaje mi się, że dzisiaj dużo więcej wszystkie strony mogą osiągnąć, rozmawiając przy stole, niż stawiając w takiej bardzo trudnej, niekorzystnej sytuacji i nauczycieli, i uczniów" - powiedziała. Podkreśliła, że nikt z siedzących przy stole podczas rozmów nie miał wątpliwości, że nauczycielom należą się podwyżki. "Chcemy, żeby to były zarobki odpowiadające nakładom pracy, przygotowaniu, kompetencjom, profesjonalizmowi polskich nauczycieli" - zaznaczyła.
Wskazała też, że "system oświaty wymaga zmian i reformy systemu wynagrodzeń". "My dzisiaj możemy spierać się na różne argumenty, możemy podejmować protesty, możemy próbować tłumaczyć pewne rzeczy, ale rozwiązania, które nie są realne do spełnienia, nie uzdrowią sytuacji. Dlatego zaproponowaliśmy takie zmiany, które po pierwsze są możliwe, po drugie wychodzą naprzeciw oczekiwaniom środowiska nauczycielskiego, po trzecie gwarantują rozwój polskiej szkoły" - podkreśliła wicepremier Szydło.
Dodała, że w tej chwili najważniejsi są uczniowie, "żeby zdobywali dobre wykształcenie, żeby w spokoju mogli kontynuować swoją naukę i nie musieli dzisiaj przeżywać stresów związanych z ich egzaminami". "Uważam, że powinniśmy dzisiaj cały czas rozmawiać i przede wszystkim myśleć o uczniach. Wiem, że nauczyciele - jeszcze raz chcę to podkreślić - powinni lepiej zarabiać, powinni godnie zarabiać" - powiedziała Beata Szydło. Jak oceniła, porozumienie, do którego przystąpiła tylko oświatowa Solidarność, to wszystko gwarantuje.
Po poniedziałkowej konferencji prasowej wiceminister Kopeć zauważył, że porozumienie z Solidarnością pociąga za sobą konieczność istotnych zmian ustawowych oraz zmian na poziomie rozporządzeń i wymaga szybkich prac legislacyjnych. Przypomniał, że rządowe propozycje dla nauczycieli to w sumie prawie 15 proc. podwyżki w 2019 r. (9,6 proc. podwyżki we wrześniu plus wypłacona już 5-procentowa podwyżka od stycznia), skrócenie stażu, ustalenie kwoty dodatku za wychowawstwo na poziomie nie mniejszym niż 300 zł, zmiana w systemie oceniania nauczycieli i zmniejszenie biurokracji. Zaznaczył, że w przypadku dodatku za wychowawstwo nastąpi "gigantyczny wzrost".