Niezależnie od wyników II tury wyborów na prezydenta Ukrainy, przyszły przywódca tego kraju powinien naprawić błędy w zaniedbanych w ostatnich latach stosunkach z Polską - napisał ukazujący się w sobotę opiniotwórczy tygodnik ukraiński "Dzerkało Tyżnia".
"Bez Polski Ukraina nie będzie mogła ani wyjść ze strefy wpływów Rosji, ani wzmocnić pozycji w Europie środkowo-wschodniej. By to osiągnąć Kijów powinien usłyszeć Warszawę, wyznaczyć priorytety swej +polityki polskiej+ oraz wzmocnić jakościowo krąg ekspertów do spraw polskich" - uważa autorka artykułu "Rozminować przeszłość", wykładowczyni historii w Akademii Kijowsko-Mohylańskiej Ołena Betlij.
W jej ocenie administracja prezydenta Ukrainy Petra Poroszenki zaczęła prowadzić błędną politykę wobec Polski już po wyborze na jej prezydenta Andrzeja Dudy, który podczas wizyty w Kijowie w 2015 roku apelował o realny dialog historyczny między dwoma krajami.
"Na Bankowej (ulicy, przy której urzęduje ukraiński szef państwa) nie nadano jego słowom odpowiedniej wagi. Była to pomyłka. Utrata kontroli nad +realnym dialogiem historycznym+ i przekazanie praw do jego prowadzenia Ukraińskiemu Instytutowi Pamięci Narodowej (UIPN) stało się fatalną pomyłką" - czytamy.
Zdaniem Betlij na Ukrainie nie zrozumiano, że potępienie oddziałów Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), które uczestniczyły w zbrodniach na Polakach w latach 1943-44 na Wołyniu, jest ważne nie tylko dla rządzącego Prawa i Sprawiedliwości, lecz dla całego ogółu uczestników życia politycznego w Polsce.
Publicystka przypomniała o wystąpieniu w kwietniu 2015 roku w parlamencie w Kijowie ówczesnego prezydenta Polski Bronisława Komorowskiego, który wzywał do unikania we rozmowach dwustronnych języka, mogącego nasilić ból i utrudnić dialog między dwoma krajami.
"Kijów w sposób lekceważący i infantylny odwdzięczył się Komorowskiemu głosując w dniu jego przemówienia w Radzie Najwyższej () nad pakietem ustaw dekomunizacyjnych (), w których chodziło m.in. o heroizację wszystkich żołnierzy UPA. W Polsce odebrano to jako policzek i heroizację zabójców Polaków na Wołyniu" - napisała zauważając, że porażka Komorowskiego w wyborach, w których ubiegał się o reelekcję, była m.in. wynikiem jego polityki ukraińskiej.
W następstwie tych działań - kontynuuje autorka - uchwałę Sejmu z 2013 r., w której zbrodnię na Wołyniu określano "miękkim" mianem "czystki etnicznej o znamionach ludobójstwa", w 2016 r. zastąpiono kolejną uchwałą, w której napisano już wprost o "ludobójstwie".
Kolejne kroki na rzecz dialogu po obu stronach granicy także wzajemnie się wykluczały; gdy Poroszenko w lipcu 2016 r. składał wieńce przed pomnikiem ofiar zbrodni wołyńskiej w Warszawie, rada miejska w Kijowie zatwierdziła pojawienie się w stolicy Ukrainy prospektu imienia Stepana Bandery - czytamy dalej.
"Kwestia odmiennych interesów politycznych wychodzi na jaw również przy próbie wyjaśnienia, jakimi motywami kierował się UIPN, inicjując w kwietniu 2017 r. wstrzymanie wydawania pozwoleń na poszukiwania pochówków i porządkowanie polskich miejsc pamięci na Ukrainie" - podkreśliła Betlij.
"Zakaz pojawił się dzień po zdemontowaniu pomnika bojowników UPA w Hruszowicach (podkarpackie). Problemem tym powinna była zająć się ambasada Ukrainy w Polsce, lecz w żadnym przypadku UIPN. Jednak błyskawiczna reakcja Instytutu i komentarze jego szefa Wołodymyra Wiatrowycza odebrały dyplomatom inicjatywę () wprowadzając ukraińsko-polski dialog polityczny w stan śpiączki, która trwa do dziś" - oświadczyła.
Ukraińska historyk ubolewa nad obniżeniem częstotliwości kontaktów jej kraju z Polską, co widoczne było jej zdaniem także podczas obchodów 75. rocznicy wydarzeń na Wołyniu w ubiegłym roku. Prezydent Duda był w tym dniu na Ukrainie, zaś Poroszenko - nad grobami ukraińskich ofiar polskiego podziemia w Sahryniu w Polsce. "To, że prezydenci dwóch krajów nie potrafili umówić się na wspólne obchody () stało się jeszcze jednym świadectwem głębokiego kryzysu w relacjach" - podkreśliła.
Według Betlij zadaniem nowego prezydenta Ukrainy będzie "rozminowanie przeszłości" w stosunkach z Polską. "Do tego potrzebna jest wola polityczna prezydenta Ukrainy, który powinien pokazać, że podstawą jego polityki zagranicznej nie są sympatie czy antypatie wobec jego odpowiednika (w Polsce), lecz interesy państwowe" - oceniła.
Dla realizacji tego celu konieczne jest opracowanie jasnych zasad "polskiej polityki" Kijowa, które dziś sprowadzają się do "pustych fraz o +partnerstwie strategicznym+" oraz udzielenie sobie odpowiedzi na pytanie "czego Ukraina oczekuje od Polski?".
Autorka artykułu jest przekonana, że Polska nadal będzie wspierała Ukrainę w jej dążeniu na Zachód, jednak uważa, że Kijów nie powinien nadużywać tego wsparcia i przyjmować go jako coś, co mu się należy.
"Strategicznym celem Ukrainy ma być wzmocnienie jej stanowiska w Europie środkowo-wschodniej, co będzie oznaczało ostateczne opuszczenie strefy wpływów Rosji. Cel ten można osiągnąć jedynie dzięki współpracy z Polską, która - czy mamy tego świadomość, czy nie - jest centrum tego regionu" - czytamy.
"Mam nadzieję, że wybory prezydenckie na Ukrainie wyprowadzą stosunki z Polską z kryzysu i że następny prezydent () zrozumie błędy przeszłości oraz będzie potrafił nie tylko usłyszeć stanowisko Warszawy () lecz i rozwinąć z relacje z nią na postawie jasno wytyczonej polityki oraz z pomocą fachowych ekspertów. Trzeba to robić szybko, gdyż w Polsce niebawem odbędą się wybory parlamentarne. W interesach Kijowa jest nie dopuścić do wzmocnienia pozycji antyukraińskich kół politycznych w przyszłym polskim parlamencie" - podsumowuje swój artykuł w "Dzerkale Tyżnia" Ołena Betlij.