Często, gdy podchodzę do łóżka i pytam: „Aśka, gdzie jesteś?”, słyszę jej szept: „Na krzyżu”. Jestem jak osioł, który Go niesie. W niej.
Gdy trafiłem do Asi Lewandowskiej po raz pierwszy (kompletnie mnie nie znała, nie wiedziała, że wychodzę z kryzysu), szepnęła: „Widzę, że wychodzisz z wielkiego, gęstego, ciemnego lasu”. Usłyszałem kilka zdań na temat swojej historii. Ugięły się pode mną nogi. Identyczne doświadczenie miał mój kolega z pracy Franek Kucharczak, który również odwiedził Lewandowskich: „Wciąż jestem pod wrażeniem spotkania z pewną kobietą, którą miałem łaskę odwiedzić. Jej mięśnie zanikają, leży bezwładna pod respiratorem. Z jej ust dobywa się tylko szmer, ale z ruchu warg można się domyślić, co mówi. Patrząc na mnie, zapytała, czy zdarza mi się adorować krzyż. »Tak« – odpowiedziałem. Na to ona: »Jakie jest twoje miejsce pod krzyżem?«. To pytanie mną wstrząsnęło. Jak to możliwe, że kobieta tak odarta z tego, co ludzie uważają za niezbędne, tak uboga, że nawet oddechu własnego nie ma, jest jednocześnie tak mocna? Żadnego rozgoryczenia, żadnej pretensji. I ona pyta mnie o moją relację do Chrystusa, który cierpi”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz