Czy komik grający w serialu telewizyjnym rolę prezydenta zostanie prezydentem Ukrainy? Najbliższe wybory mogą zmienić sytuację za naszą wschodnią granicą.
Na Ukrainie 30 marca odbędzie się pierwsza tura wyborów prezydenckich, która raczej nie przyniesie rozstrzygnięcia, choć dotychczasowa kampania wyraźnie pokazała, że społeczeństwo oczekuje zmiany. Pięć lat temu, po rewolucji na Majdanie, wybory wygrał w pierwszej turze Petro Poroszenko. Zadanie miał bardzo trudne. Kraj stanął w obliczu rosyjskiej aneksji Krymu i buntu na Wschodzie. Społeczeństwo oczekiwało reform, a przede wszystkim zerwania z korupcją i systemem oligarchicznym, blokującym rozwój kraju. Poroszence udało się odtworzyć armię i z międzynarodową pomocą zatrzymać separatystyczny bunt w granicach Donbasu. Porozumienia z Mińska pozwoliły wygasić najbardziej krwawą fazę konfliktu, ale pokoju nie przywróciły. Sukcesem Poroszenki było przetarcie drogi ku integracji z Unią Europejską. Nie udało mu się jednak osiągnąć żadnego z celów wewnętrznych, zapowiadanych, kiedy obejmował urząd. Trudno było zresztą oczekiwać, aby jeden z najbogatszych oligarchów rozprawił się z systemem, który zapewnił mu bogactwo oraz utorował drogę do władzy. Rozczarowanie jego rządami jest potężne i w niewielkim stopniu zmienił to sukces, jakim było usamodzielnienie się ukraińskiego prawosławia. Ta historyczna decyzja będzie skutkowała dopiero po latach. Dzisiaj przysparza Poroszence więcej wrogów niż przyjaciół, głównie we wschodnich, rosyjskojęzycznych regionach kraju. Kościół prawosławny uznający zwierzchność Patriarchatu Moskiewskiego nadal jest mocny, a z ponad 11 tys. jego parafii na stronę samodzielnego ukraińskiego prawosławia przeszło dotąd jedynie ok. 500. Niewątpliwie wynik wyborów prezydenckich będzie miał wpływ także na decyzje wahających się wiernych i duchownych, a jest ich ciągle bardzo wielu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski