Piękna baśń o życiu i śmierci, nie tylko dla dzieci.
Po raz pierwszy "Migotnik" Roberta Piuminiego przeczytałam na studiach i pamiętam zachwyt, który mi towarzyszył.
Niedawno w jednej z księgarni w Krakowie odkryłam książkę na półce i po prostu musiałam ją kupić. Zachwyciłam się na nowo nie tylko treścią, ale i ilustracjami Katarzyny Partyki. Tłumaczenie Ewy Nicewicz-Staszowskiej też jest świetne.
Sakumat jest malarzam, jednym z najlepszych w Malatyi. Jego dzieła tętnią życiem i w niezwykły sposób przenoszą odbiorcę w świat barw. Nic dziwnego, że pewnego dnia do drzwi Sakumata puka posłaniec burbana Ganuana, który prosi go o przybycie do swojego pałacu w Nactumalu. Malarz początkowo nie chce się zgodzić, ale zaskoczony argumentami, postanawia wyruszyć z posłańcem. Po przybyciu władca opowiada mu o swoim chorym synku Madurerze. Dziecko cierpi na rzadką chorobę, której nikt nie jest w stanie wyleczyć. Siedzi cały dzień w pałacu, nie może wychodzić. Ganuan prosi malarza, by zapełnił obrazami trzy komnaty, w których przebywa jego syn.
Sakumat zaprzyjaźnia się z Madurerem, razem obmyślają przyszłe obrazy. W pierwszej powstaną góry i doliny, wioski, w drugiej morze, po którym będzie pływać piracki statek, a w trzeciej niezwykła łąką. Każda z komnat jest pewną historią. Najciekawsza dzieje się w trzeciej. Łąka, jak wiemy, rośnie powoli. Mały Madurer przyczyni się do jej wzrostu. Zasadzi w niej tytułowy Migotnik, którego kłosy święcą w nocy.
Historia Madurera jest piękną opowieścią o umieraniu. Jest w tej historii ciepło, miłość, wzruszenie i pogodzenie się z myślą, że każdy kiedyś umrze.
Małgorzata Gajos