Towarzyszenie dzieciom w dojrzewaniu i dorastaniu bywa trudniejsze niż sam proces dojrzewania.
Ale nie niemowlęcia czy kilkulatka. Dziecka. Nawet gdy ma 20 lat… – Tak naprawdę sensowne warsztaty z rodzicielstwa, jeśli takie w ogóle są, kończą się na zupkach, kupkach, przewijaniu, karmieniu i buncie dwulatka – powiedziała ostatnio znajoma mama czworga dzieci. Dorosłych i dorastających. – A potem uczysz się sama: na błędach, na intuicji, na kolejnych dzieciach – dodała. I ma rację. Gdy dziecko ma się urodzić, świadomi i przejęci rodzice czytają, dowiadują się, chodzą na szkoły rodzenia. Potem przekonują się, że teorie sobie, a dziecko sobie. Życie z dziećmi to inny świat niż życie bez dzieci. Niemniej młodzi rodzice – gdy chcą – mogą się jakoś „podszkolić”. Potem już tylko na niewielką w sumie skalę i raczej środowiskowo: są i warsztaty, i szkolenia – jedne lepsze, inne wręcz niebezpieczne. Jednak rodzice i rosnące dzieci kroczą na tym księżycu sami. Albo zupełnie sami. I wbrew pozorom to… wcale nie jest takie złe. Bo wspólna droga z dzieckiem… to wspólna droga z dzieckiem. Tylko my ją znamy. I nią kroczymy. Bywa, że rodzice nastolatków przekonywani są, że „nie mają kompetencji”, że ktoś wie o ich dzieciach więcej. Bywa, że zapominają o najważniejszym: bliskości, więzi serca, więzi krwi, wspólnych wartościach, podobnej wrażliwości. A nietrudno zapomnieć, gdy dorastające dziecko obrasta nagle kolcami, a tzw. specjalista wytyka błędy wychowawcze. Ale tak to właśnie wygląda z boku: dziecko jakby kolce zjadło i nimi kłuje. Taka zbroja przeciwko światu i hormonom. Ale w środku jest ono tym samym dzieckiem, które w bólach się rodziło, karmiło po nocach i uczyło chodzić. I to my znamy je najlepiej. Trudności w szkole. Trudności w akceptacji zmieniającego się ciała. Zawody miłosne. Foch na cały świat. I inne. Kto ma dzieci starsze niż jedenastoletnie, ten wie. Kto ma młodsze, myśli naiwnie: „moje będzie inne”. Po prostu w pewnym momencie na własnej skórze i we własnych czterech ścianach przerabiamy zwykłe dorastanie. I nagle budzimy się z wrażeniem, że jeszcze niedawno sam taki byłem, na szczęście przeszło i zdążyłem zapomnieć. A teraz nieco przestraszeni wracamy do tej samej rzeki, tyle że razem z dorastającym dzieckiem. Towarzyszenie w dojrzewaniu i dorastaniu bywa trudniejsze niż sam ten proces. Ale to piękny czas: kreacji i formowania. Koleżanka, która nie przeszła warsztatów, wychowała dzieci świetnie. Mimo burzy i naporów wyszły one i wychodzą na ludzi. Po prostu towarzyszyła im. I nabierała wprawy w dojrzałym macierzyństwie. Wierzyła w dzieci, mimo że czasem mniej wierzyła w swoje kompetencje. „Kochaj i rób, co chcesz” w wydaniu wychowawczo-nastoletnim brzmi: „Bądź, nie bój się kolców. Ty znasz i kochasz swoje dziecko najlepiej”. •
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agata Puścikowska