Domy Kossaków były jak Soplicowo II Rzeczpospolitej. Dziś powraca moda na ich obrazy i książki.
Cały PRL, a nawet pierwsze dekady III RP to nie był dobry czas dla Kossaków. Ich styl życia, twórczość, książki i obrazy tworzyły kulturowy kanon międzywojennej Polski, a więc z definicji zostały skazane na zapomnienie. Sama rodzina też dołożyła swoje trzy grosze, bo pogrążyła się w sporach majątkowych utrudniających docenienie spuścizny Kossaków. Symbolem tych sporów jest dziś popadająca w coraz większą ruinę Kossakówka, niegdyś jeden z najsłynniejszych artystycznych salonów II RP, siedziba krakowskiej gałęzi rodu znajdująca się przy placu Juliusza Kossaka. Zapomniana, zamknięta od lat, zagubiona wśród wyrastających wokół budowli. Ale wreszcie dla Kossaków nastały dużo lepsze czasy. Tak przynajmniej uważa Joanna Jurgała-Jureczka, kierująca kiedyś jedynym w Polsce Muzeum Zofii Kossak-Szatkowskiej w Górkach Wielkich, dziś biograf rodziny. Na spotkania autorskie związane z promocją jej najnowszej książki „Kossakowie. Biały mazur” przychodzą tłumy ludzi zafascynowanych historią sławnego rodu. Odkrywają, że jest w niej wszystko: bohaterstwo i zdrada, miłość i śmierć, sława i zapomnienie. Bo to przecież nie tylko historia Zofii, założycielki Żegoty, która cudem uniknęła śmierci na Pawiaku, ale i poetki Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej czy królowej satyry Magdaleny Samozwaniec. W tej rodzinie jest i Witkacy (przez swą żonę Jadwigę), a wreszcie trzy generacje malarzy, którzy polskiemu patriotyzmowi nadali wizualną formę.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Piotr Legutko