Grozi nam nowy wyścig zbrojeń – straszą światowe media. Problem w tym, że „stary” nigdy się nie skończył. Nie tylko trwa, ale nawet z każdym rokiem przyspiesza.
Gdy Stany Zjednoczone najpierw zapowiedziały wycofanie się, a następnie ogłosiły zawieszenie udziału w traktacie rozbrojeniowym INF, podniósł się lament, głównie we Francji, Niemczech i paru innych krajach, że grozi to uruchomieniem nowego wyścigu zbrojeń, takiego, z jakim „nie mieliśmy do czynienia od czasów zimnej wojny”. Pisaliśmy wtedy, że USA, zrywając układ, chcą tylko dorównać Rosji, która umowy w ostatnich latach nie przestrzegała, nie mówiąc już o Chinach, które stroną układu nie były. W rzeczywistości jest to bardziej skomplikowane: bo z faktu, że USA przestrzegały układu dotyczącego rakiet średniego i pośredniego zasięgu, nie wynika, że nie brały udziału w wyścigu zbrojeń w pozostałych obszarach. Przeciwnie, USA ten wyścig najbardziej podkręcają, pozostając niezmiennie liderem wydatków na zbrojenia i najno- wsze technologie przeznaczone dla przemysłu obronnego. Wyścig zbrojeń napędzają też dwaj pozostali liderzy tego pędu do militarnej dominacji w świecie, Chiny i Rosja, choć ich dystans do jedynego supermocarstwa jest ciągle gigantyczny. Nie przesadził papież Franciszek, gdy mówił, że „wyścig zbrojeń trwa bez przerwy”, a wydatki na modernizację i rozwój broni stanowią znaczną część wydatków krajów, i to do takiego stopnia, że „na drugi plan spychają realne priorytety cierpiącej ludzkości”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina