Czasem trzeba przelecieć 10 tys. km na inny kontynent, żeby zobaczyć się z kumplem ze swojego miasta.
Dolnoślązacy podczas Światowych Dni Młodzieży w Panamie na brak przygód nie mogą narzekać.
- Spotkałam kolegę z wolontariatu ŚDM, którego bardzo dawno nie widziałam we Wrocławiu. Zobaczyłam na Facebooku, że pojechał do Panamy, i pomyślałam, że byłoby zabawnie go zobaczyć. Kilka godzin później modlę się na Mszy otwarcia. Przez korki w mieście trochę się spóźniłam i nie siedziałam w swoim sektorze. Patrzę w bok, a kilka metrów dalej ktoś do mnie macha. To Dominik w koszulce wolontariusza - opowiada Magdalena Drogosz.
Zobacz zdjęcia TUTAJ.
Podkreśla, że mieszkańcy Panamy dbają o pielgrzymów aż do przesady. W Los Pozos, kiedy młodzież kąpała się w płytkiej rzece, miała obstawę strażaków i ratowników. To pokazuje dużą troskę gospodarzy o bezpieczeństwo przyjezdnych.
- Byliśmy traktowani jak królowie, jak bardzo ważni goście. Nasi gospodarze z Dni w Diecezjach piszą do nas ciągle, co słychać. Pytają, gdzie mieszkamy w stolicy. Dwie dziewczyny z naszej grupy trafiły w stolicy do rodziny, która z kolei ma rodzinę w Los Pozos. Jak ci pierwsi się o tym dowiedzieli, zaraz zadzwonili do Los Pozos bardzo szczęśliwi. Tu wszyscy wszystkich informują na bieżąco, co się u nas dzieje - relacjonuje wrocławianka.
Wczoraj, kiedy razem z grupką znajomych czekała w Panama City na autobus, który bardzo długo nie przyjeżdżał, zatrzymał się mężczyzna i zapytał, dokąd chcą jechać. Zaproponował, że podwiezie Polaków informując, że przebywają w niebezpiecznej dzielnicy.
- Wiele osób pozdrawiało nas z przejeżdżających samochodów. Kiedy szliśmy ulicą w nieco biedniejszej dzielnicy w drodze do miejsca katechezy, ludzie wychodzili z domów i pytali, skąd jesteśmy. Przybijali piątki. Gdy mali chłopcy ubrani w stroje piłkarskie usłyszeli, że jesteśmy z Polski, krzyczeli od razu: "Lewandowski!" - mówi Magdalena.
Część wrocławsko-dolnobrzeskiej grupy udała się do portu, by wejść na wpływający do Panamy polski żaglowiec Dar Młodzieży. Przypłynął na nim brat jednej z dziewczyn z Brzegu Dolnego.
- Rano policjanci pomagali nam, łapiąc dla nas taksówki. Zmieściliśmy 11 osób w dwóch samochodach. Trafiliśmy do portu, ale pomimo dwóch godzin czekania nie udało nam się wejść na żaglowiec. W drodze powrotnej w autobusie stanąłem obok młodej dziewczyny. Po chwili słyszę znajomą melodię i polskie słowa: "Błogosławieni miłosierni...". Od razu się przyłączyliśmy - opowiada ks. Marcin Werczyński.
W panamskim autobusie wybrzmiało jeszcze "Maryjo, Królowo Polski", "Święty uśmiechnięty" i polskie "Sto lat!". Śpiewali także Brazylijczycy, którzy byli trzy lata temu w Polsce. Przyjechali z księdzem Polakiem. Pallotynem pracującym od 20 lat w Brazylii.
- Pytam młodzieży, jaki jest ich ksiądz. Odpowiadają: "Święty. Ma dla nas dużo cierpliwości i cały czas uśmiech na twarzy". W Panamie co chwilę rozmawia się z kimś z innego krańca kontynentu lub świata. Spotkałem Meksykanów - zagadałem. Potem pogadanka z ludźmi z Kostaryki i Urugwaju. Wymiana zdań z młodą Panamką, która była na ŚDM w Krakowie, a Dni w Diecezjach spędziła na... wrocławskich Bielanach. To zaraz obok mojej ówczesnej parafii! - mówi ks. Werczyński.
Bardzo głęboko przeżył Mszę otwarcia i atmosferę po wspólnej modlitwie. Ludzie na ulicach śpiewali, wiwatowali, zaczepiali się radośnie nawzajem.