Prezentujemy świadectwa uczestników ŚDM w Panamie. Młodzi mówią o „przekroczeniu granicy swoich marzeń”.
Lublin w Panamie czeka na papieża Franciszka
Gość Lubelski
Geneza Światowych Dni Młodzieży sięga Niedzieli Palmowej 1984 r., która przypadała 15 kwietnia.
Wtedy odbywał się Nadzwyczajny Jubileusz Odkupienia. Dokładnie 22 kwietnia, papież Jan Paweł II przekazał młodzieży Krzyż Roku Świętego, który do dziś, obok ikony Matki Bożej Salus Romani Populi, jest symbolem Światowych Dni Młodzieży. Młodych w Panamie łączy radość zbudowana nie na komforcie, ale na prostym otwarciu na siebie, a przede wszystkim na wspólnej relacji z Chrystusem CDM Lublin Natomiast od 29 do 31 marca 1985 r. w Międzynarodowym Roku Młodzieży doszło do kolejnego spotkanie młodzieży z papieżem. Do Rzymu przybyło wówczas ponad 300 tys. młodych z całego świata.
Hasłem przewodnim spotkania były słowa zaczerpnięte z Pierwszego Listu św. Piotra: „Abyście umieli zdać sprawę z nadziei, która jest w was”. Za oficjalna datę ustanowienia ŚDM przyjmuje się datę 20 grudnia 1985 r.
Wtedy właśnie ojciec święty na spotkaniu opłatkowym wyraził głębokie pragnienie, by Światowe Dni Młodzieży odbywały się regularnie każdego roku w Niedzielę Palmową jako spotkanie diecezjalne, a co dwa lub trzy lata w wyznaczonym prze niego miejscu na świecie, jako spotkanie międzynarodowe.
ŚDM w wymiarze międzynarodowym odbywały się do tej pory we Włoszech, w Argentynie, Hiszpanii, Polsce, USA, na Filiponach, we Francji, w Kanadzie, Niemczech, Australii, Brazylii.
W niektórych krajach dwukrotnie. 34. ŚDM zaplanowano w Panamie pod hasłem: „Oto Ja, służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa!”. Odbywają się one w porze suchej, dogodnej dla spotkań masowych.
Uniwersalny język wiary
Jak podkreślają liczne źródła, Polacy stanowią w Panamie najliczniejsza ekipę spośród krajów europejskich. Na spotkanie z papieżem Franciszkiem i młodzieżą z całego świata udała się też siedemdziesięcioosobowa reprezentacja z archidiecezji lubelskiej. Przewodnikiem jest ks. dr Adam Bab, wikariusz biskupi ds. młodzieży archidiecezji lubelskiej. Oprócz ks. Adama do Panamy pojechali też księża: Tomasz Radliński, Paweł Zdybel, Karol Mazur i Mariusz Kruk.
- Zainteresowanie ŚDM w Panamie to efekt doświadczenia spotkania z papieżem i młodymi w Krakowie. Jednak już w drodze do Panamy należy się zastanawiać co dalej, co będzie potem, z czym przyjedziemy. Jakim kapitałem dysponujemy - analizuje ks. Adam.
Gdy wyruszali z Lublina i Chełma padał śnieg. Mieli jednak świadomość, że podróżują do egzotycznego kraju, gdzie wiara w Chrystusa stanowić będzie uniwersalny i podstawowy język. - Żadne Światowe Dni Młodzieży na barierach językowych czy kulturowych nie poległy, wręcz odwrotnie - tłumaczy duszpasterz.
Żywioł to za mało
Jak zwykle ŚDM dzielą się na etap diecezjalny, gdzie młodzi poznają lokalne wspólnoty kościelne, a także rodziny chrześcijańskie. Pielgrzymi z naszej archidiecezji spędzali czas w diecezji Chitre.
- To miejsce zdecydowanie mnie zaskoczyło. Kultura panamska bardzo różni się od polskiej. Ludzie są bardzo głośni, ciągle krzyczą, gwiżdżą, używają często klaksonów. Na Mszach św. tańczą i klaszczą. Nie lubią ciszy. Kochają muzykę, śpiew i taniec. Podczas pobytu tutaj właściwie codziennie chodziliśmy na potańcówki w centralnym parku gdzie wszyscy pielgrzymi bawią się wspólnie przy regionalnej muzyce - tłumaczy Karolina Pawłowicz.
- Spotkaliśmy się z niesamowitą gościnnością i serdecznością. Gospodarze traktowali nas jak własną rodzinę, a przechodnie machali nam na ulicach i zawsze się uśmiechali. Msze św., adoracje, koncerty sprawiły, że czuliśmy się „bosko”, ale najważniejsi byli ludzie. We wszystkich rozmowach, spotkaniach i uśmiechach czuliśmy Boga. W trakcie dni w diecezjach otrzymaliśmy tyle dobra, zaufania i miłości, że chciałabym móc przekazać to wszystko dalej - wyznaje Ania Mielecka.
Soy de Polonia
Robert Łukomski twierdzi, że doświadczenie jedności i serdeczności katolików w Panamie przekroczyło jego oczekiwania.
- Hasło „mój dom, waszym domem” bynajmniej nie było tylko sloganem. Rodzina, która mnie przyjęła stworzyła wspaniałą atmosferę, rzeczywiście mogłem się poczuć jak jej część, mimo barier językowych i różnic kulturowych. Zawsze gotowi by pomóc, serdeczni, zaciekawieni swoimi gośćmi i krajem, z którego pochodzą. Ani razu nie okazali złych uczuć w stosunku do mnie. Starali się zrozumieć i dopytać np. o obyczaje panujące w Polsce. Mogłem obalić mity i potwierdzić fakty na temat naszej ojczyzny, a także zaprezentować nasz kraj po drugiej stronie globu, bo przecież „Soy de Polonia” - to brzmi dumnie i zobowiązuje. Mając powyższe na uwadze, nikogo nie powinien dziwić fakt, że napotykane w międzyczasie trudności człowiek przyjmuje z pokorą, a ofiara z siebie dla drugiego człowieka przychodzi bardziej naturalnie. Z pewnością najgorszym doświadczeniem w ciągu tego tygodnia w Chitré był moment pożegnania, zarówno dla mnie jak i gospodarzy. Wzruszenie i serdeczność w ich oczach były dla mnie potwierdzeniem dobrze spędzonego czasu. Wierzę, że jeszcze się kiedyś spotkamy, a gdy emocje opadną, nadal będziemy pamiętać o sobie nawzajem w naszych modlitwach - mówi Robert.
rp