Szczytny cel nie powinien chyba przyzwalać na każde nadużycie, każde działanie i każde zachowanie.
Czy w tzw. szczytnym celu można zrobić wszystko? Niby nie. Ale granice są wciąż przesuwane i gdy nawet coś nam nie gra, gdy czujemy niesmak i zasadniczo krzywimy się na samą myśl, że ktoś coś zrobił, przekazał, powiedział, głupio jakoś protestować. No bo to przecież „w szczytnym celu”. Coraz częściej w szczytnym celu właśnie celebryci, aktorzy, czasem sportowcy rozbierają się do rosołu. Pokazują to i owo, by powstał np. rozbierany kalendarz, plakat... Ktoś to potem kupi, duże pieniądze da, a pieniądze zasilą konto fundacji, stowarzyszeń. Czyli będą służyły biednym, chorym... Pieniądze oczywiście nie śmierdzą, i jeśli wspomogą leczenie, wyrwą z biedy, to dobrze. Ale czy naprawdę trzeba je zbierać w taki sposób? I naprawdę, nie bądźmy naiwni, pisząc i mówiąc, że przecież gołe pośladki to artyzm. Może i akty ładne są. Ale czy kupującym chodzi o artyzm? Czy raczej o nieco inne... wrażenia? Słabe to moralnie i kulturowo, że za widoki i inne atrakcje płaci się pieniędzmi, które potem zapobiegają na przykład przemocy czy walczą z wykluczeniem. To trochę jakby pieniędzmi ze sprzedaży skradzionych przedmiotów uszczęśliwić biedniejszych. Przy czym ten biedniejszy świat jest czasem biedny dlatego, że... ktoś coś ukradł. Okradł. Porzucił. Skrzywdził.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agata Puścikowska