Ot, taka metoda motywacyjna w wychowaniu kilkulatka. Na pewno w przyszłości będzie szalenie zmotywowany i pewny siebie.
14.01.2019 12:50 GOSC.PL
Ostatnia sobota, zdarzenie przy jednej z beskidzkich wypożyczalni nart biegowych. W grupie narciarzy rodzina: mama, tata, syn i córka. Sądząc po strojach raczej dobrze sytuowana. Wyszliśmy chwilę wcześniej z wypożyczalni i zakładamy narty, podobnie jak oni, stoimy więc blisko siebie i mimowolnie słyszymy nawzajem swoje rozmowy. Chłopak, na oko 7-8 letni, ma problemy z wpięciem ośnieżonego buta w wiązania. Rodzice wyraźnie okazują zniecierpliwienie. Nagle z ust ojca padają słowa: "Co się tak opieprzasz? Ale z ciebie nieudacznik. Dla społeczeństwa byłoby lepiej, gdyby takich ludzi jak ty w ogóle nie było".
Zamurowało nas do tego stopnia, że nie zareagowaliśmy. Równie szokujące jak słowa, był sposób, w jaki ojciec wypowiedział je do syna - z pełnym spokojem, bez większych emocji, jakby mu relacjonował prognozę pogody. Każdy poszedł w swoją stronę. Po jakimś czasie rodzinę ponownie spotkał kolega, najmłodszy z naszej grupy, student, póki co bezdzietny. Sytuacja się powtórzyła, ojciec po raz kolejny zwracał się do syna w taki sposób, jak za pierwszym razem. Mama zresztą podobnie. Kolega tym razem zareagował, zasugerował ojcu, żeby wyluzował, że to tylko narty, że nie za dobrze tak traktować dziecko. "Jak będziesz miał swoje dzieci to pogadamy, ja go w ten sposób motywuję" - usłyszał w odpowiedzi.
Specyficzna metoda motywacyjna: zgnoić, żeby pomóc. Co z tego, że wbrew elementarnej wiedzy psychologicznej, z której jasno wynika, że takie "utwardzanie materiału ludzkiego" nie doda dziecku w przyszłości pewności siebie, a wręcz przeciwnie, może ukształtować je na człowieka zalęknionego i pełnego kompleksów.
Nie trzeba być oczytanym w dziełach specjalistów od pedagogiki, żeby wyczuć, iż dziecko najbardziej potrzebuje doświadczenia miłości i bezpieczeństwa. I to w pierwszej kolejności właśnie od rodziców. Rzecz w tym, że nie dochodziłoby do tego typu sytuacji, gdyby dzieci traktować z należnym im szacunkiem. I nie chodzi wcale o to, aby pozwalać im na wszystko. Raczej, żeby dostrzec w dziecku jedyną w swoim rodzaju osobę, a nie traktować je jak osobistą własność, z którą możemy zrobić, co nam się podoba. Wychowanie kogoś, to jednak nie to samo, co zarządzanie czymś.
Wojciech Teister