Z emocjonalną pępowiną, więzią rodziców z dziećmi, powinno być tak, jak jest w naturze.
Skrajności są dwie. Albo przecina się pępowinę najszybciej, na odwal i bez odrobiny higieny, albo też czeka się z jej przecięciem za długo. Jedno i drugie nie jest bezpieczne i dla dziecka, i dla matki. Oczywiście wcale nie chodzi o pępowinę biologiczną. Pierwsza skrajność. Niebezpieczna, bo gdy pisklę wyrzuci się z gniazda za szybko, rzadko kiedy sobie radzi. A nawet jeśli daje radę w tym sensie, że żyje, to trudności i problemy ma ogromne. I tu nie chodzi nawet o fizyczne opuszczenie domu rodzinnego. Raczej o opuszczenie psychiczne przez rodziców, zajęcie się swoimi sprawami, odpuszczenie spraw dorastającego dziecka albo w myśl świadomej zasady, że musi dorosnąć, albo też po prostu z lenistwa, niechlujstwa, braku czasu, itd. W efekcie dziecko, nawet i 18-letnie, wchodzi w dorosły świat bez wsparcia, bez świadomości, że ktoś – cicho i z dystansu – ale czuwa. Z takiego dorastania bez podpórki różne złe rzeczy się biorą. Od trudności emocjonalnych, przez naukę zbytniej twardości, na problemach z moralnością i prawem skończywszy. Nie, twardy i zimny wychów rzadko kiedy się sprawdza. Raczej kończy się poranieniem niż dobrą dorosłością.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agata Puścikowska