Dzikie wilki boją się ludzi. Problem zaczyna się, gdy ludzie zaczynają je dokarmiać. Wilcze szczenięta wychowane przez ludzi, a także wilki karmione na potrzeby fotografów na nęciskach zachowują się nietypowo. Przyzwyczajają się do człowieka i nie unikają go.
"Mam za sobą ponad 20 lat badań wilków. I nigdy nie miałem niebezpiecznego spotkania z tymi drapieżnikami" - mówi w rozmowie z PAP dr Robert Mysłajek, naukowiec z Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego i wiceprezes Stowarzyszenia dla Natury "Wilk". Jak podkreśla, wilki unikają ludzi. "Dla mnie jako naukowca nie jest to sytuacja wygodna, bo zazwyczaj nie mogę ich bezpośrednio obserwować. One są bardzo ostrożne i starają się nas unikać. Jesteśmy dla nich gatunkiem niebezpiecznym. Nawet jeśli do nich nie strzelamy, przyczyniamy się do ich śmierci. Co roku pod kołami samochodów i we wnykach ginie w Polsce kilkadziesiąt wilków" - opowiada.
Ludzie czasami próbują oswajać wilki. A to kończy się tragicznie zarówno dla tych zwierząt, jak i dla wychowujących ich ludzi. "Zdarzają się przypadki zabierania wilczych szczeniąt z nor i ich oswajania. Wilki socjalizują się wówczas z człowiekiem. Po pewnym czasie osobniki te dorastają i zaczynają zachowywać się niesfornie. Ludzie zaczynają sobie z nimi nie radzić i wyrzucają je z powrotem do lasu" - opowiada biolog. Wyjaśnia jednak, że takie wilki, przyzwyczajone do ludzi, nie będą dołączać do wilczych rodzin. Pokarmu będą szukały w pobliżu ludzkich siedzib. Mogą stanowić problem, być nachalne.
"Takie zwierzę nie będzie już pełnić swojej roli w przyrodzie. Powinno być do końca swego życia utrzymywane w zamkniętych ośrodkach; nie można go już przywrócić do środowiska naturalnego. W latach 90. XX w. sławna stała się sprawa dwóch wilków Kazana i Wiki. Zostały one jako szczenięta wybrane z nory, a potem wypuszczone na obrzeżach Białowieży. Zwierzęta te zbliżały się do ludzi. Musiały zostać odłowione i w końcu zostały zamknięte w wolierach" - opowiada dr Mysłajek.
Dr Mysłajek i członkowie SdN "Wilk" często interweniują, gdy pojawia się nietypowa sytuacja związana z wilkami. "Kilkakrotnie wzywano nas do szczeniąt, które zostały wybrane z nor. Jeśli było to możliwe pomagaliśmy w odnalezieniu ich grupy rodzicielskiej i przywrócenia do środowiska naturalnego. Jednak jeśli były już zsocjalizowane z ludźmi, trzeba było szukać im zamkniętego ośrodka, gdzie będą przebywały do końca życia. Na przykład jeden z nich trafił do rezerwatu pokazowego Białowieskiego Parku Narodowego" - opowiada.
W 2018 roku zanotowano także dwa wilki, które zaatakowały ludzi. Jednego w Puszczy Noteckiej, a drugiego w Bieszczadach - przypomina badacz wilków. Zgodnie z decyzją Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska zostały odstrzelone, a następnie przeprowadzono ich sekcje oraz badania epidemiologiczne i genetyczne.
Wilk z województwa lubuskiego miał otłuszczone organy wewnętrzne, a dodatkowo kamień nazębny. Każda z tych cech jest nietypowa u dzikich wilków i zdarza się raczej u psów dokarmianych karmą bogatą w węglowodany. Dodatkowo przeprowadzono badania genetyczne tego wilka. "Badania genetyczne wykonane w Instytucie Genetyki i Biotechnologii UW wykazały, że osobnik ten nie był spokrewniony z żadną znaną nam rodziną wilków z Puszczy Noteckiej" - podsumowuje wyniki dr Mysłajek.
Kiedy poddano analizie zachowanie wilka, okazało się, że nie bał się podchodzić do ludzkich siedzib. Przez kilka miesięcy był karmiony przez ludzi - korzystał często z pokarmu wyrzucanego przez lokalnych mieszkańców za ogrodzenie. "Podejrzewamy, że został zabrany jako szczenię z nory, był dokarmiany, a potem wyrzucony do lasu, gdzie nie mógł się odnaleźć. Badania trwają, wciąż zbieramy próbki, żeby się dowiedzieć, jakie jest pochodzenie tego wilka. Tak naprawdę trzeba byłoby znaleźć osobę, która się do tego nietypowego zachowania wilka przyczyniła" - opowiada.
Ustawa o ochronie przyrody zabrania chowu lub hodowli dzikich zwierząt objętych ochroną gatunkową (a wilk jest gatunkiem ściśle chronionym). Osoby prywatne muszą mieć na to zezwolenie.
Drugim źródłem problemu jest przyzwyczajanie wilka przez ludzi do stałego źródła pokarmu. W Bieszczadach na potrzeby m.in. fotografów istnieją komercyjne nęciska - miejsca zanęcania drapieżników: niedźwiedzi i wilków. Sprzyja to sytuacji, w której u drapieżników następuje tzw. uwarunkowanie pokarmowe. "To mądre zwierzęta, które kojarzą ludzi z dostarczanym na nęciska pokarmem" - opowiada przyrodnik.
Są hipotezy, że wilk z Bieszczad, który pogryzł ludzi, korzystał właśnie z takich nęcisk.
"Nie możemy traktować dzikich zwierząt tak, jak traktujemy naszych domowych pupili. Nie może być tak, że ktoś dokarmia zwierzęta w lesie sądząc, że będą się one zachowywać jak domowe psy. Te zwierzęta mają się zachowywać tak, jak natura chce - a nie tak, jak chcemy my. Idealistyczne podejście do zwierząt jest błędem. To nie jest tak, jak w kreskówkach Disneya, dzikie zwierzęta nie podchodzą do sierotek w lesie i nie łaszą się do nich. To nie są pupile, tylko dzikie drapieżniki pełniące ważną rolę w ekosystemie. I tak powinno pozostać. A my powinniśmy pozwolić im być dzikimi zwierzętami, a nie za wszelką cenę udomawiać je czy wabić" - podsumowuje dr Mysłajek.