Wstawaj, dasz radę

O Bogu, który nie lubi siły, z o. Michałem Zioło, trapistą, rozmawia Marcin Jakimowicz.

Które słowo ostatnio Ojca dotknęło, zatrzymało?

Przywołany przed chwilą ślepiec Bartymeusz siedział pod Jerychem, miastem, którego mury runęły na dźwięk trąb. Rzucił płaszcz. Dla mnie to obraz zburzenia murów. Krzyczał: „Jezusie, synu Dawida, ulituj się nade mną!”.

A trapiści modlą się Modlitwą Jezusową?

Modlą się…

I dodają: „Zmiłuj się nade mną, grzesznikiem”?

No, tu są pewne problemy. (śmiech)

Czytam o tym, że biblijny Lot „uginał się pod ciężarem rozpustnego postępowania ludzi nie liczących się z Bożym prawem i miał duszę umęczoną” (2 P 2,6). Znam wielu Lotów. Zamartwiają się o Kościół. Ojciec się martwi?

Nie. Zostało mi w najlepszym razie dwadzieścia lat życia i nie chcę zmarnować go na myślenie, że jestem Bogiem i coś zaradzę. To śmieszne. Spójrzmy na Eliasza, ulubionego proroka mnichów. Ściągał ogień, pozabijał proroków Baala, „oczyścił teren” gorliwie i z dowcipem („Panowie, jeszcze więcej wody!”), wiedział, że Bóg jest z nim. Jednego nie wiedział: tego, że Pan Bóg nie zdradził mu wszystkich tajemnic na temat Izraela. W pewnym momencie pogrążony w depresji Eliasz woła: „Zostałem sam. To koniec!”. Bóg uspokaja: „Nie histeryzuj. Jest tu garstka ludzi, którzy się modlą. Nie wszyscy się ode Mnie odwrócili, nie wszyscy zginęli. Jest resztka, która da początek nowemu. Nie wiesz wszystkiego”.

Bywały sytuacje, gdy widząc Kościół we Francji, załamywał Ojciec ręce: „to równia pochyła”?

Miałem inne doświadczenie: skomponowania Kościoła według swojego stylu i myślenia. Dotąd żyłem wśród staruszków, którzy „zjedli, otarli, pomodlili i szli spać”, ale po śmierci braci z Tibhirine zaczęliśmy zbierać ochotników do kolejnego męczeństwa. Zameldowali się: Chilijczyk (lat 31), Polak („Co? Ja nie skoczę?”), młodziutki Francuz, Hiszpan, w miarę młody przełożony, a także dziadek Amadeusz − cud człowiek, który pozostał z tamtej masakry.

Dream team.

Elita. Silne chłopy. Damy radę! Wszystko było na miejscu. Siła, wiara, gorliwość i… nie szło. Nie gryźliśmy się między sobą. Mieliśmy estymę, młodość, plany na przyszłość, pieniądze, wozili nas w eskortach, po ludzku wszystko idealnie funkcjonowało. Ale nie szło. Po trzech latach przyjechał wizytator i rzucił: „Co dalej?”. A ja w uniesieniu prorockim odpowiedziałem: „Trzeba nas zamknąć. Bo to nie ma nic wspólnego z życiem”. Wizytator pytał każdego z nas: „Chcesz być z tym bratem?” i każdy odpowiadał: „Nie!”. „A ty z nim?” „Nie”. Bez nienawiści, wrogości, byliśmy przecież zgraną paką.

Co nie zagrało?

Pan Bóg nie lubi siły. Pokazał nam: jesteście piękni, silni, ale to nie są moje plany. Wracajcie do domu. Nie zamartwiam się o Kościół. Jako trapista spowiadam w tej swojej francuskiej dziurze w ciągu roku 350 osób. We Francji jest ogromna duchowa tęsknota. Czego nie ma? Pasterzy. Obok nas wykuto w skale wierną kopię groty z Lourdes. Przychodzi mnóstwo ludzi. Nie wiedzą, co ze sobą zrobić, i wtykają w skałę prośby. Jest ich masa. Gdyby tych ludzi poprowadzić…

Sprawdziłem, kiedy po raz pierwszy w Biblii pada słowo „małe”. Bóg mówi do Lota: „Uciekaj z Sodomy w góry”, a ten odpowiada: „Jest tu w pobliżu miasto, do którego mógłbym uciec. A choć jest ono małe, w nim znajdę schronienie. Czyż nie jest ono małe?”. Miastu nadano nazwę Soar. Tworzy grę słów z mise’ar − małość.

Bóg nie lubi siły. Spójrzmy na Maryję: Ona doskonale wie, że jest nikim. Że nie zasłużyła. „Oto Ja służebnica”. Wie, że wszystko otrzymała od Boga. Nie ma grzechu, bo wie, że wszystko jest łaską. Wchodzimy w grzech, gdy tylko myślimy sobie, że coś jest „nasze”. Natychmiast dostajemy małpiego rozumu.

Można przesłonić Pana Boga? Ojciec Zioło może Go zasłonić?

Może. I to jest cała nasza tragedia. Stare przysłowie mówi, że drzewo przesłania las.

Słowem padającym w „Dzienniczku” częściej niż „miłosierdzie” jest „nędza”. A sam Jezus nie ułatwia Faustynie zadania: „Zobacz, nie jest tak źle”. Mówi: „Właśnie przez taką nędzę chcę objawić światu miłosierdzie”.

Powtarzanie, że jestem nędzny, niczemu nie służy. Mogę szeptać do poduszki, że jestem robakiem. I co z tego? A potem ktoś rzuci: „Stary, ty jesteś ze Wschodu? Wy pijecie wódkę do śniadania?” i od razu widzisz, że nie jesteś i nigdy nie będziesz w klubie. I masz to teraz przełknąć, mało tego: dalej z tym człowiekiem współpracować.

Przebaczyć…

Z moim charakterem to idzie trudniej. (śmiech) Pracujesz w pralni i zaczynasz kombinować: dlaczego mnie tu wsadzili? Bo jestem Polakiem? A inny brat pracuje na komputerze. Dopiero po jakimś czasie przychodzi myśl: „Misiu, przestań się nad sobą użalać. Ty nie umiesz tak pracować na komputerze jak tamten. Umiesz świetnie maglować, więc dali cię do pralni, bo doceniają twe talenty”. „Ale Panie, to nie są wszystkie talenty!” Misiek pracuje w pralni i zaciera rączki: „Teraz piorę gacie, ale wy nie wiecie, że wyszedł ze mną wywiad rzeka, nad Wisłą zorganizowano mi wielką promocję i właśnie mam rozmowę z dziennikarzami »Gościa« i byłem fotografowany. Ale kiedyś się dowiecie!”. To dopiero jest tragedia. Powiedzmy sobie szczerze: w każdym z nas taka nędza jest. Zwykła pycha. Gdy ktoś nam zwróci uwagę, zaczyna się wielkie prześladowanie…

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..

GN 49/2018