Do tej książki warto wracać. Przypomina o tym, żebyśmy nie marnowali życia na głupoty.
"Oskar i pani Róża" to jedna z moich ulubionych książek E.E. Schmitta. Niestety kierunek, który ostatnimi czasy obrał nie bardzo mi się podoba, ale "Oskar i pani Róża" naprawdę jest świetnie napisana i daje do myślenia.
Oskar ma 10 lat i umiera na raka. Obrażony jest na rodziców, lekarzy, świat. Jedyną osobą, która potrafi do niego dotrzeć jest pani Róża. Trochę tajemnicza postać, o której dowiadujemy się od chłopca, że jest byłą zapaśniczką.
Pani Róża, zwana przez Oskara ciocią, na nowo pokazuje mu świat. A przede wszystkim zachęca chłopca, by zaczął pisać listy do Boga. Oskar na początku jest niechętny, bo twierdzi, że w Niego nie wierzy, ale autorytet cioci robi swoje.
Pani Róża wymyśla także ciekawą zabawę o ostatnich 12 dniach starego roku. Każdego dnia Oskar będzie mieć 10 lat więcej. Dzięki temu przejście choroby będzie dla niego trochę prostsze, która nieuchronnie zmierza ku śmierci. Oskar przeżywa każdy dzień w zupełnie nowy sposób. Od smarkacza poprzez nastolatka, dojrzałego mężczyznę na starcu skończywszy. Każdy dzień go czegoś uczy. Dzięki cioci Róży Oskar zaczyna tęsknić za Bogiem, godzi się z rodzicami i jest w stanie pojąć to, co w życiu najważniejsze.
Książka pomimo, że dotyka trudnego tematu nadaje się do czytania także w Adwencie. W końcu czekamy na przyjście na świat Jezusa.
Oskar też czekał. "Bardzo bym chciał, żebyś mnie odwiedził" - pisał.
PS. Przyda się paczka chusteczek.
Małgorzata Gajos