O nocy wiary u św. Jana od Krzyża mówi Aleksander Bańka z Centrum Duchowości Ruchu Światło-Życie w Tychach, dr hab. filozofii.
Jarosław Dudała: Dziś, po astronomicznie najdłuższej nocy w roku (z 13 na 14 grudnia) Kościół wspomina św. Jana od Krzyża – człowieka, który bardzo wiele wiedział o nocy duchowej. Jego najbardziej znane słowa to: "Idziemy poprzez noc (w ciemności), by odnaleźć źródło. Tylko pragnienie jest światłem".
Aleksander Bańka: U Jana pojęcie nocy jest dość niejednoznaczne. Można u niego wyróżnić kilka, nawet kilkanaście znaczeń tego terminu. Ciemność, o której mówi Jan w tym zdaniu, wiąże się z tzw. nocą wiary – procesem, który zakłada, że aby posiąść wszystko (czyli Boga), musimy jak gdyby stracić wszystko. To jest doświadczenie ogołocenia, wyzbycia się siebie. Ono się wiąże się z wejściem w coś, co Jan nazywa nocą, ciemnością.
Ten proces ma kilka etapów. Najpierw to wejście w ciemności ma charakter czynny.
Co to znaczy?
To znaczy, że człowiek z inspiracji Ducha Bożego sam poddaje się procesom, które zaciemniają jego naturalne skłonności.
Jakie skłonności?
Najpierw te zmysłowe. Wiążą się one ze sferą popędową, przyjemnościami natury zmysłowej. Na kolejnym etapie chodzi o namiętności, czyli uczucia, które nami targają: lęk, radość, ufność i cierpienie. Czynna praca, umartwienie, polega na tym, że nie ulegamy tym pożądaniom i namiętnościom. To jest pierwszy krok w ciemność. Jest potrzebny, bo te pożądliwości i namiętności kierują nas ku dobru materialnemu albo nawet dobru duchowemu, które jednak staje się bożkiem i w ten sposób odciąga nas od Boga.
Po tym pierwszym kroku jest następny, który też zawiera się w cytowanym zdaniu - jest wejściem w ciemność, ale na wyższym poziomie - na poziomie władz duszy: pamięci, rozumu i woli. One również mają obiekty, do których się przywiązują, dlatego trzeba się od nich uwolnić.
W jaki sposób?
Jeśli np. pamięć lgnie do wspomnień, karmi się nimi, jeśli żyjemy przeszłością i jej rozpamiętywaniem, to trzeba pamięć od tego uwalniać.
A czym karmimy rozum?
Np. filmami, książkami, setkami niepotrzebnych informacji, które nie wnoszą nic do naszej relacji z Bogiem, a w jakimś sensie nawet nas od niej odciągają.
A wola?
To może być np. wola przeżywania doświadczeń duchowych. Jan od Krzyża ciekawie pisze o tym, jak potrafmy przylgnąć wolą do różnych duchowych dóbr - obrazów, relikwii, rzeczy pobożnych, które mogą nas do Boga zbliżać, ale kiedy się do nich przywiązujemy, tracimy wolność i ukierunkowanie na Boga.
Zaciemnienie tego wszystkiego jest najpierw czynne. Tzn. Bóg nas do tego inspiruje, ale w dużej mierze proces uwalniania zależy od nas samych, naszych praktyk ascetycznych.
Okazuje się jednak, że nie jesteśmy w stanie sami w pełni się uwolnić. Bo – po pierwsze – mamy mechanizmy obronne. Po drugiej – bo nie wszystko widzimy. Po trzecie – bo utrudniają nam to różne okoliczności życiowe. Jan pokazuje, że nawet jeśli wchodzimy w proces oczyszczania z hojnością i gorliwością, to dochodzimy do momentu, w którym sami niewiele już zrobimy.
Co wtedy?
Wtedy włącza się Bóg. Ten sam proces oczyszczeń – sfery niższej, zmysłowej i tej wyższej, duchowej – powtarza się, ale już bez ludzkiego działania, tylko za sprawą działania Bożego. Mówimy wtedy o oczyszczeniach biernych. Człowiek im się tylko poddaje. Jan mówi tu o słodkiej nocy kontemplacji. To ciekawe doświadczenie – ono się zaczyna w momencie pojawienia się najbardziej przykrych przeżyć, jakie można sobie wyobrazić: utraty smaku duchowych przyjemności, doznań, które kompensowały brak doznań zmysłowych. W kolejnym etapie jest to nawet poczucie utraty Boga. Kiedy jest nieprzyjemnie, to pierwszy sygnał, że zaczyna działać Bóg. On przechodzi najpierw przez zmysły, potem przez pamięć, rozum i wolę. Oczyszcza je, ale wnikliwiej. Wykorzenia z duszy pozostałe w niej przywiązania. To już jest głębokie życie mistyczne.
Przykładem może tu być Matka Teresa z Kalkuty – przez wiele lat miała poczucie utraty Boga. Miała poczucie, że jest potępiona. Patrząc na to z zewnątrz, musielibyśmy mówić o poważnych zaburzeniach psychicznych, a może nawet zaburzeniach osobowości. Ale patrząc w głąb, widać, że ta osobowość jest w pełni spójna, kompletna, harmonijna, a jednocześnie przeżywa coś, co jest niewytłumaczalne.
Jak to odróżnić od zwykłej depresji?
To proces, który przebiega na głębszym poziomie niż depresja. Taki człowiek niejednokrotnie cierpi wewnątrz, ale na zewnątrz funkcjonuje zupełnie poprawnie.
Jan podaje sposób na rozpoznanie tego, czy mamy do czynienia z melancholią (czyli – mówiąc dzisiejszym językiem – depresją), czy też jest to mistyczna noc. Podaje trzy kryteria, które muszą być spełnione łącznie.
Pierwsze to utrata smaku duchowego, radości z wewnętrznego życia. Może pojawiać się nawet obrzydzenie do treści duchowych.. Drugie kryterium to silna tęsknota za Bogiem, rosnące pragnienie zjednoczenia z Nim, a jednocześnie pojawienie się dręczącego poczucia własnej niegodności, oddalania się od Boga. Trzecie kryterium to niezdolność do rozmyślania o Bogu tak jak do tej pory, przy użyciu wyobraźni. Psychiatra podciągnąłby to pewnie pod jakąś formę zaburzeń depresyjnych, lękowych, neurotycznego poczucia winy. Jeśli jednak mamy do czynienia ze stanem mistycznym, a nie zaburzeniami psychicznymi, to odzywająca się tęsknota za Bogiem powoduje, że człowiek nie dezintegruje się psychicznie. Ona sprawia np., że człowiek, który nie czuje smaku modlitwy, nie porzuca jej. Jest w pełni funkcjonalny. Może radzić innym.
I to wszystko Jan nazywa krótko nocą?
Wszystko to razem wzięte możemy nazwać nocą wiary. Bóg prowadzi nas przez nią tak, abyśmy mogli ją przetrwać, czyli daje nam rdzeń organizujący naszą aktywość, którym jest ufna wiara.
Tu dochodzimy do drugiego zdania: "tylko pragnienie jest światłem".
Tak. To pragnienie orientuje nas uparcie na cel, do którego dążymy. Wiara przejawia się w upartym wybieraniu Boga, mimo że cel – czyli Bóg – jest nieobecny w przeżyciu. To nie jest Bóg, którego nie ma. On istnieje, nie ma co do tego wątpliwości. To jest Bóg, który „ukrył się”, pozornie „odszedł”. Doświadczenie tego narasta w mistyku i powoduje ból, cierpienie. Światłem jest pragnienie, które każe się nie poddawać, bo łączy się z przekonaniem, że Bóg jest, choć nie przeżywamy Jego obecności w naszym życiu.
Ani na moment?
Ciekawe jest i to, że w tych ciemnościach pojawia się jednak doświadczenie Boga. Nie trwa długo, ale jest potrzebne, by umocnić duszę. To momenty nadprzyrodzonych dotknięć, rozlewającego się głębokiego pocieszenia. Ono chwilowo przerywa te ciemności. Im bliżej końca ciemności, tym więcej jest tych słodyczy. Ale i one są ciemnością – to kolejne znaczenie tego określenia – ciemnością, ponieważ są nie do wyrażenia, nie do opisania. Nawet metaforycznie. Gdyby ktoś chciał wtedy powiedzieć, że doświadcza Bożej miłości, to byłaby to prawda, ale i nieprawda. Bo my używamy pojęcia miłości w tylu kontekstach, że ono zupełnie nie oddaje mocy doświadczenia płynącego od Boga. Mówienie np. o „zalaniu” Bożą miłością jest więc paradoksalnie i prawdą, i nieprawdą. Ta bezradność w wyrażaniu doświadczeń to też jest rodzaj nocy. W poznaniu jest podobnie – mistyk wie, kim jest Bóg, ale nie wie, skąd to wie. Taki człowiek (do jakiegoś stopnia) rozumie Boga, ma o nim ogromną wiedzę, ale nie wie, skąd ona się wzięła w jego umyśle. To ciemne, mistyczne i miłosne poznanie, którego źródłem jest narastające zjednoczenie z Bogiem. Tak było np. ze św. Faustyną.
Jarosław Dudała Dziennikarz, prawnik, redaktor portalu „Gościa Niedzielnego”. Były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. Współpracował m.in. z Radiem Watykańskim i Telewizją Polską. Od roku 2006 pracuje w „Gościu”.