Czy katolik może nie przyjmować przesłania Fatimy? - odpowiada ks. dr Grzegorz Strzelczyk
Marcin Jakimowicz: Czy katolik może nie przyjmować przesłania Fatimy?
Ks. Grzegorz Strzelczyk: – Może. Objawienie publiczne zawiera się w Nowym Testamencie i podstawowej linii Tradycji Kościoła. Objawienia prywatne nie są oficjalnym kanałem, którym przychodzi objawienie. One mogą być pomocą w wierze, ale nie ma obowiązku pójścia drogą, którą proponują. To jedna z wielu ścieżek, których w historii Kościoła jest całe mnóstwo.
Czytamy przesłania z kalkulatorem w ręku: 9 piątków, 5 sobót, jedna koronka…
– Patrzymy na objawienia niesamowicie dosłownie. Jasne, nie można odrzucić tego, że sam Bóg formułuje zdania i wkłada je w uszy i usta ludzi, ale należy pamiętać, że to, w jaki sposób doświadczenie jest opowiedziane przez mistyka, nosi do pewnego stopnia znamiona jego osobowości i czasów, w jakich zostało objawione. Trzeba patrzeć na istotę objawień. Pamiętajmy, że słyszymy w nich tak naprawdę wciąż to samo. Nie patrzmy na nie jak na jakieś alternatywne propozycje…
… tak jakby Pan Bóg chciał naprawić to, co Mu do tej pory nie wychodziło?
– Kolejne objawienia są powtórzeniem tego samego: Jeśli będziesz z wiarą uciekał się do Jezusa Chrystusa, to otrzymasz odpuszczenie grzechów. W prywatnych objawieniach ta obietnica się nie zmienia. Jest tylko przypominana.
Traktujemy często obietnice fatimskie jako rodzaj polisy…
– To wiąże się z naszą mizerną kondycją. Nie widzimy propozycji, która ma nas otwierać na Bożą miłość, tylko pytamy chytrze: A jakie minimum wystarczy? Słyszymy wezwanie, by przekroczyć samego siebie i kombinujemy: jak wykonać plan minimum? Nie wysilać się i uzyskać obiecany efekt. Pytamy: Czy to się opłaca? I to jest sprzeczne z Ewangelią.
Czy ktoś, kto ma na koncie 9 pierwszych piątków, 5 sobót i zmówił choć raz koronkę, może nie dostać się do nieba?
– To zależy od tego, co zrobi potem. Jeśli ktoś „zaliczywszy” pierwsze piątki czy soboty będzie żył tak, jakby Pan Bóg nie istniał, to jest to destrukcja obietnicy. Istota obietnicy jest taka: jeśli zbliżymy się do Bożego miłosierdzia i będziemy się karmić Ciałem i Krwią Pańską, „będziemy mieli życie w sobie”. Większość objawień prywatnych przypomina, że ma się to stać naszą codziennością (stąd, myślę, wymagana powtarzalność niektórych czynności). Nowy Testament wyraźnie przestrzega przed wszelkim rodzajem pewności. „W chwili, w której się nie spodziewacie, Syn Człowieczy przyjdzie”. Na ten moment mamy być gotowi. Jasne, że w tym oczekiwaniu mogę się podeprzeć koronką, pierwszymi sobotami czy sakramentami Kościoła. Nie pozwalają one oklapnąć mojej wierze, pomagają czuwać. Ale nie zapewniają mi przecież zbawienia! W przypadku koronki mamy niesamowicie ważny element: przypomnienie, że zbawienie jest całkowicie za darmo. Jeżeli z wiarą uciekam się do Boga, to ten jeden raz wystarczy, by dostąpić zbawienia. Wystarczy się raz porządnie nawrócić. Nie dlatego, że to moje nawrócenie jest takie fajne, ale dlatego, że tak skuteczne jest Boże miłosierdzie.
Rozmawia Marcin Jakimowicz/Gość Niedzielny