„Przywdziej wspaniałe szaty chwały, dane ci na zawsze przez Pana (…). Albowiem Bóg chce pokazać wspaniałość twoją wszystkiemu, co jest pod niebem” (Ba 5,1.3).
Zachwyt. Taki po prostu. Bezinteresowny. I tylko dlatego, że jestem. Pan niesie pocieszenie moim neurotycznym spojrzeniom na siebie. Zabiera nagromadzone wątpliwości, stertę kompleksów. Przystraja mnie w „szaty chwały”, nie patrząc na zawartość mojej „duchowej garderoby”. Przygotował dla mnie coś naprawdę nadzwyczajnego. „Chcę się nacieszyć twoją obecnością!” – mówi. „Ciesz się razem ze mną!” Onieśmiela mnie ten Jego entuzjazm. Bóg patrzy na mnie z nieziemską życzliwością, mimo całej litanii moich niedoskonałości. Jak ojciec, który prowadzi do ołtarza córkę w dniu jej ślubu. Pęka z dumy, choć ta jego latorośl nieraz przysporzyła mu problemów. On jednak już o tym nie pamięta. Patrzy na swoją pociechę pełen zachwytu. Teraz czas na mnie. Czy będę umiała spojrzeć na siebie i bliskich bez oceniania, wymagań i wiecznego „ale”? Tak po prostu. Z zachwytem. Jak On. •
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Sylwia Blady