Zgromadzeni na manifestacji w Paryżu członkowie ruchu "żółtych kamizelek" starli się w sobotę z policją, która użyła gazu łzawiącego. Zatrzymano 16 osób. Szef MSW Christophe Castaner apeluje o ustrukturyzowanie tego protestu.
Do pierwszych incydentów na Polach Elizejskich we francuskiej stolicy doszło około godziny 9 rano. Manifestanci usiłowali sforsować kordon policji, na co członkowie sił bezpieczeństwa odpowiedzieli gazem łzawiącej.
Jak poinformował rzecznik paryskiej policji, w mieście dokonano na razie 16 zatrzymań; niektóre mają związek z nielegalnym posiadaniem broni.
Przebywający na placu przy Łuku Triumfalnym manifestanci - niektórzy zamaskowani i z kapturami na głowach - rozproszyli się po okolicznych uliczkach. W niektórych miejscach podpalono kosze na śmieci.
"Żółte kamizelki" od dwóch tygodni protestują i blokują drogi w całym kraju, wyrażając swój sprzeciw wobec podwyżek podatków od paliwa. Ta decyzja władz jest częścią polityki na rzecz ochrony środowiska rządu prezydenta Emmanuela Macrona.
Francuski minister spraw wewnętrznych udał się w sobotę na Pola Elizejskie, by podziękować za mobilizację siłom bezpieczeństwa. Podkreślił konieczność "ustrukturyzowania" ruchu "żółtych kamizelek". "Obecnie w sporze musimy zaakceptować dialog, jakieś reguły - mówił Castaner. - Nie ma porządku publicznego bez reguł ani woli do dialogu". Skrytykował tych, którzy "domagają się spotkania z rządem, a potem odmawiają negocjacji".
Jak podkreślił minister, prezydent Macron i premier Edouard Philippe "właśnie po to zaprosili manifestantów" do rozmowy, głównie do udziału w trzymiesięcznych konsultacjach, by "wysłuchać gniewu" mieszkańców. "Ale nie się ustrukturyzują, zorganizują, abyśmy mogli dać im odpowiedzi" - dodał Castaner.
Jak zauważa agencja Reutera, władze obawiają się, że pod spontaniczny protest podłączą się członkowie ruchów skrajnych.