Jeśli ktoś jest fanem Stephena Kinga, powinien obejrzeć nowy serial stacji Hulu.
Kiedy słyszymy o nawiedzonym domu, zazwyczaj jest to stary dom gdzieś na małej wiosce, a nie nowy dom na strzeżonym osiedlu w centrum miasta. Czy prowincja przyciąga zjawiska paranormalne? Może raczej prowincja rozbudza naszą wyobraźnię. Poza wielkimi ośrodkami miejskimi człowiek staje bliżej natury, często też bliżej historii. I to w niektórych ludziach może wzbudzać niepokój. Ten niepokój lubią wykorzystywać mistrzowie horroru, tacy jak Stephen King. Ten amerykański pisarz stworzył nawet fikcyjne miasteczko Castle Rock w „prowincjonalnym” stanie Maine. King umieścił w miasteczku miejsce akcji wielu ze swoich horrorów.
Stan Maine jest specyficzną „prowincją”. Kiedy słyszymy słowa amerykańska prowincja, na myśl przychodzi nam raczej południe USA, zamieszkane przez rednecków (amerykańska wersja buraków), słuchających country. Ale to właśnie Maine dobrze oddaje ducha „prowincjonalności”. Największe miasto stanu jest mniejsze niż Konin. Maine jest w USA znany głównie jako producent jagód. Pod względem PKB na mieszkańca, Maine jest na miejscu ósmym od końca. I to właśnie w stanie Maine toczy się akcja serialu Castle Rock. Współproducentem serialu jest sam „twórca” miasteczka, Stephen King.
Główny bohater serialu, adwokat Henry Deaver, wraca do rodzinnego Castle Rock, żeby bronić tajemniczego „chłopaka” bez nazwiska. „Chłopak" został znaleziony w opuszczonym skrzydle więzienia. Jak się okazuje, został on tam uwięziony przez starego naczelnika więzienia i odkryto ten fakt dopiero po zmianie kierownictwa. Samo więzienie jest niezłym smaczkiem dla fanów Stephena Kinga, gdyż jest to to samo więzienie Shawshank, które było miejscem akcji popularnej noweli pisarza i filmu na niej opartego. W serialu Shawskank jest głównym pracodawcą w mieście i praktycznie jedyną opcją zarobku dla wielu jego mieszkańców.
Za odnalezionym „chłopakiem” ciągnie się seria dziwnych zgonów. Samobójstwo popełnił były dyrektor więzienia, który chłopaka, w tajemnicy przed innymi, więził przez 27 lat. W niejasnych okolicznościach ginie też sąsiad z celi „chłopaka”. Niektórzy uważają "chłopaka" za diabła. Mimo to główny bohater serialu, czyli wspomniany Henry Deaver wyciąga go z wiezienia i postanawia się nim zaopiekować. Jednak ta decyzja pociąga za sobą kolejne śmiertelne konsekwencje. W tragicznych okolicznościach giną kolejne osoby zamieszane w sprawie „chłopaka”. A samo miasteczko zaczynają dotykać klęski żywiołowe.
Za samym Henrym Deaverem też ciągną się śmiertelne zagadki. Przez wielu mieszkańców Castle Rock jest on oskarżany o zabójstwo swojego ojca adopcyjnego, szanowanego pastora Matthewa Deavera. Pastor Deaver zginął 27 lat wcześniej po upadku z klifu. Henry zaginął w tym samym czasie na kilka dni w niewyjaśnionych okolicznościach. Wracając do rodzinnego miasta, bohater musi się zmierzyć nie tylko z nieufnością jego mieszkańców, ale i traumą rodzinną. Jak się okazuje, ojciec Henriego przejawiał oznaki choroby psychicznej, maniacko poszukując „głosu Boga”, zagrażając swoją obsesją rodzinie.
Serial dosyć swobodnie porusza się po kwestiach religijnych. Jedną z negatywnych postaci jest duchowny, który zdaje się motywami religijnymi przykrywać swe paranoje. Ale wyjątkowo ciekawie została stworzona postać „chłopaka”, który ma nam się kojarzyć z postacią diabła. On sam nikogo osobiście nie morduje, ale wydaje się doprowadzać osoby wokół siebie do morderczego amoku. Podejrzenia wzbudza też jego wygląd, który nie zmienia się mimo upływających lat. „Chłopak” oczywiście przedstawia wiarygodną historię jego pojawienia się w Castle Rock, tłumaczącą tragedie mu towarzyszące zjawiskami paranormalnymi. Do końca serialu nie jesteśmy jednak pewni, co jest prawdą a co kłamstwem.
Serial Castle Rock jest z pewnością gratką dla fanów Stephena Kinga. Jest w nim ten sam klimat niepokoju, co w dziełach pisarza. Ale serial zdołał zrobić to, co nie udało się innym dziełom popkultury. Stworzył on niezwykłą postać „złego”. Grany brawurowo przez Billa Skasgarda „chłopak” jest przerażający w swoim zimnym spojrzeniu i smętnych ruchach. Postać tego rzekomego diabła jest dużo bardziej przekonująca niż postacie diabłów w innych dziełach. „Diabeł” w Castle Rock nikogo nie morduje, zdaje się tylko uwalniać mordercze instynkty mieszkańców prowincjonalnego miasteczka. A tak naprawdę nie jesteśmy do końca pewni, czy jest on rzeczywiście diabłem, biegłym przecież w sztuce kłamstwa, czy ofiarą paranormalnego zbiegu okoliczności.