To nie będzie typowa recenzja.
Co więcej, nie będę opisywał żadnego krążka, który trafił właśnie na muzyczne półki.
Dlaczego? Bo muzyka zwiewa z tych półek w zastraszającym tempie. Wystarczy porównać ilość stoisk z albumami muzycznymi w empiku przed dekadą i dziś. Dźwięki przeniosły się do netu. Młodzi nie kupują już płyt, a przecież mają telefony pełne muzyki.
Jedną z najciekawszych propozycji stanięcia w Bożej obecności są coraz popularniejsze transmisje live z modlitwy uwielbienia. Zespół lub solista zaczyna uwielbienie, wciska w kamerze przycisk „on” i zaprasza nas do swojego pokoju. Jak Maja Sowińska.
Znam ją od lat. Wielokrotnie słyszałem, jak prowadzi uwielbienie. Pamiętam, jak ogromne wrażenie zrobiła na mnie, gdy swym pełnym ekspresji i tęsknoty głosem zaśpiewała na Sercu Dawida: „Nie pozwolę, by wołały kamienie, będę wołać ja: »Marana Tha!«”. Miałem na plecach ciarki.
Maja jest jak biblijny Dawid, który nie bał się publicznej konfrontacji z olbrzymem, bo miał na koncie wiele ukrytych bitew. Poza światłami reflektorów, w zaciszu pokoju. W zamkniętej izdebce. Sam na sam z Tym, który widzi w ukryciu. „Siedzącemu na Tronie szepnijcie aniołowie, że żyję tylko dla Niego” – śpiewa Maja, umiejętnie wplatając frazy tradycyjnych hymnów dziękczynienia („Jezu drogi, Tyś miłością”) z poruszającym słowem Biblii. Doskonale wie, że przestrzenią realnej zmiany jest miejsce ukrytej, osobistej modlitwy.
Transmisji posłuchasz na kanale YouTube: SOWINSKY. Wystarczy kliknąć tutaj
Marcin Jakimowicz