W czasach wiecznego narzekania na brak powołań i kryzys Duch Święty wzbudza nowe dzieła – męskie zgromadzenia zainspirowane „Dzienniczkiem”. Ruszyłem do Rybna. Siostry „muchomorki” doczekały się braci.
Kogo mam posłać?
– Tęsknota paliła nas od lat – słyszę w domu braci. – Była jak ogień, którego nie potrafiliśmy zdusić. Ostatecznie powiedzieliśmy: „Jeśli to Twoje dzieło, poddajemy się”. Przez czterdzieści dni modliliśmy się z wieloma kapłanami z Kregu Miłosierdzia w intencji nowego zgromadzenia. Przed laty wszyscy zetknęliśmy się z dziełem, które Bóg rozpoczął w Rybnie. Tu przeżyliśmy nasze kapłańskie nawrócenia, spowiedzi generalne. Tu znaleźliśmy odpowiedzi na pytania, które nurtowały nasze serca, a Bóg odpowiadał tu na pragnienia, które w nas zrodził. Nasza wspólnota to odpowiedź na pytanie: „Czego chcesz od nas, Panie?”. Mamy wrażenie, że Jezus, opowiadając Faustynie o swych pragnieniach, zapytał: „Kogo mam posłać?”. Usłyszeliśmy to pełne tęsknoty pytanie i ruszyliśmy za Nim. Nie było domu, statutu, zgromadzenia. Było Jego wezwanie. Dziś mamy statut (powstawał pod okiem władz kościelnych), a plan dnia jest niemal identyczny z tym, który przeżywają siostry. Dlaczego? Bo to jedno zgromadzenie! – przypominają bracia. – Faustyna mówi wyraźnie: „to jedno jest”. Ufamy mądrości Kościoła, który rozeznaje to dzieło. Zrobimy tak, jak postanowi Kościół, w całkowitym posłuszeństwie. Czy poruszający się w mroku wiary ks. Michał Sopoćko był mądrzejszy od Syna Bożego? Nie! A przecież sama Faustyna usłyszała od Jezusa: „Jego wola ponad wolę moją”.
Kościół przygląda się temu dziełu i poddaje je rozeznaniu. Bracia mają pozwolenie na tworzenie wspólnoty. – Biskup łowicki na początku rozenawania postawił trzy warunki: przychylność proboszcza miejsca, dom i statut – opowiadają. – W styczniu tego roku napisał, że zawierza nas Bożej Opatrzności. Zaczęliśmy mieszkać tu 1 lipca, w święto Bożej Opatrzności, a jest to święto ruchome. (śmiech) Jednym z wymogów biskupa było to, że mamy mieć dom i… Jezus dał nam dom. Z potężnym sadem, w którym gałęzie uginają się od soczystych jabłek. Gdy tu zamieszkaliśmy, otrzymaliśmy słowo: „Pan, Bóg twój, da tobie domy pełne wszelkich dóbr, których nie zbierałeś, wykopane studnie, których nie kopałeś, winnice i gaje oliwne, których nie sadziłeś” (Pwt 6, 10-12). Jak widać, potraktował to dosłownie. Zamienił jedynie winnice na sady – śmieją się bracia, nalewając sok wytłoczony z owoców z ich własnego ogrodu. Soczysta czerwień miesza się z zielenią. Nigdy nie widziałem takiego urodzaju. Obfitość.
Gniewam się śmiertelnie!
– Zastanawiałeś się kiedyś, po co Jezus powołał swoich uczniów? – pyta o. Eliasz. – W ciągu trzech lat rozesłał ich jedynie dwa razy. On chciał mieć ich przy sobie! Powołał ich po to, by z Nim byli. Mistycy mówili, że dusza złączona z Jezusem jaśnieje nawet po drugiej stronie kuli ziemskiej, więc mogę tutaj rwać jabłka i zbawiać duszę w Australii. Najważniejszą wartością jest dla nas złączenie z Jezusem.
– Kiedyś, gdy pracowałem w Smoleńsku, stałem z łopatą i odgarniałem śnieg, wiedząc, że za chwilę i tak napada – wspomina o. Aaron. – W Polsce prowadziłem aktywne duszpasterstwo. Mnóstwo penitentów, rozmów duchowych, „szkół wiary”. Robota od świtu do nocy. I nagle Jezus chciał mnie w Rosji. Pustka, odgarnianie śniegu, samotność, kilkoro penitentów na tydzień. W pewnym momencie zacząłem buntować się i użalać nad sobą. Miałem dłuuuugą listę argumentów, dlaczego nie powinienem tu być. Byłem sfrustrowany. Poszedłem w Warszawie do spowiedzi. Wyrzuciłem z siebie tę listę „skarg i zażaleń” i usłyszałem: „Przeczytaj Księgę Jonasza”. Przeczytałem. Ze złością. Oj, jak bardzo dotknęły mnie słowa: „Jonaszu, czy słusznie się gniewasz” i odpowiedź proroka: „Tak! Gniewam się śmiertelnie”. (śmiech) Przejrzałem się w tym jak w lustrze. Wróciłem do Rosji. Znajomi dali mi puchową kurtkę. Na metce był… wieloryb i napis: „Big fish”. (śmiech) Minus dwadzieścia stopni. Odgarniam śnieg i zaczynam wymieniać Jezusowi wszystkie argumenty „przeciw”. „A może zostaniesz tu dla Mnie?” – usłyszałem w sercu. Ależ mnie siekły te słowa! „Zostaniesz dla Mnie?”. Siedziałem nocą w kaplicy wiedząc, że to jedyne mijejsce adoracji w parafii wielkiej jak kilka naszych województw, do najbliższego proboszcza sześć godzin jazdy. Byłem jedyną osobą, która adorowała Jezusa Eucharystycznego na terenie porównywalnym do drogi z Wrocławia do Krakowa. Zobaczyłem, jak bardzo Jezus jest samotny, stęskniony naszej obecności. Jeśli będziesz pytał nas o Rybno, usłyszysz o Nim. To On, wierzymy, wezwał nas do tworzenia dzieła, o którym opowiedział przed II wojną światową Faustynie. On jest ostatecznym argumentem. Chcemy tu żyć w zjednoczeniu z Nim. Aż do bycia hostią, czyli uobecnieniem Jego obecności. Aby był w nas tylko On.
Niebezpieczny
– Papież Franciszek powiedział, że przyjaźń z Jezusem jest niebezpieczna. Doskonale wiem, o czym mówił – uśmiecha się o. Sylwester, dotąd oblat. – O decyzji założenia zgromadzenia nie da się opowiedzieć w dwóch słowach. Rozważałem ją przez lata. Potwierdzałem u spowiedników, kierowników duchowych, na rekolekcjach ignacjańskich (tam Bóg jasno pokazał mi swą wolę. To było jak grom z jasnego nieba). Ostatnim etapem było pozwolenie moich przełożonych.
– W 2015 roku pojechaliśmy z Aaronem do Niepokalanowa – wspomina o. Eliasz. – W muzeum św. Maksymiliana Kolbego zachwyciło nas hasło: „Nie mamy nic, dlatego zaczynamy budować”. Usłyszeliśmy, że zanim powstał klasztor, Maksymilian postawił w tym miejscu figurę. „Chodź, kupimy figurę i postawimy w miejscu, gdzie ma być dom nowego zgromadzenia” – rzuciłem. Po chwili w księgarni diecezjalnej patrzę, a Aaron zniknął. Szukam go i widzę, że stoi przy regale z figurami. „Słuchaj – uspokajam go – ja tylko żartowałem”. „A ja nie”. Zanieśliśmy ją „na intencję” proboszczowi z Rybna. Dziś... stoi w tym domu.
– W „Dzienniczku” jest opis duszy, która zbiera łaski spod krzyża – podsumowuje o. Aaron. – Zbiera je łapczywie, bo ma świadomość, że może wziąć więcej dla innych. Wierzę, że to opowieść o naszej wspólnocie. Widzisz, Marcin, o cokolwiek nas zapytasz, zawsze usłyszysz imię „Jezus”. Bo ostatecznie On za tym wszystkim stoi i chodzi jedynie o Niego.
Marcin Jakimowicz