W czasach wiecznego narzekania na brak powołań i kryzys Duch Święty wzbudza nowe dzieła – męskie zgromadzenia zainspirowane „Dzienniczkiem”. Ruszyłem do Rybna. Siostry „muchomorki” doczekały się braci.
Nie od dziś wiadomo, że Duch Święty jest najbardziej kreatywną Osobą we wszechświecie. Nad Wisłą i Odrą powołuje do życia wspólnoty, w których obok Biblii i brewiarza na klęcznikach znajdziemy podniszczony od ciągłego czytania „Dzienniczek”. Przed trzema tygodniami, podczas Diecezjalnego Spotkania Młodych w Skrzatuszu, bp Edward Dajczak uroczyście podpisał dokument inicjujący powstanie w Koszalinie nowej wspólnoty – Braci Miłosiernego Pana. Czterech mężczyzn już od kilku miesięcy stara się żyć radami ewangelicznymi pod dachem klasztoru na poddaszu koszalińskiego Domu Miłosierdzia Bożego. Przygotowanie do życia zakonnego rozpoczęli 2 lutego, w dzień Ofiarowania Pańskiego. Za ich formację odpowiada ks. Radosław Siwiński, prezes stowarzyszenia Dom Miłosierdzia. Niebawem założą habity.
Ja pojechałem do innej wspólnoty – do Rybna, które uważam za jedno z najważniejszych miejsc na duchowej mapie kraju. Nie byłem tu od lat. Tym razem nie ruszyłem do sióstr, ale do… braci.
Ogień nie gaśnie
Na początku był „Dzienniczek”. Po kilkudziesięciu latach znalazły się zakonnice, które jak wariatki uczepiły się kilku zdań z zapisków Faustyny. W środku Polski, na skrzyżowaniu dróg północ–południe, wschód–zachód, wśród pól i wierzb powstało zgromadzenie Sióstr Służebnic Bożego Miłosierdzia. O zapierających dech w piersiach świadectwach zaufania raczkującego zgromadzenia pisaliśmy w „Gościu” kilkukrotnie. Faustyna, opisująca proces rozprzestrzeniania się dzieła miłosierdzia, prorokowała, że zaistnieje ono w trzech „odcieniach”. „Lecz to jedno jest” – dodawała. Jednym z odcieni, o których wspominała mistyczka, jest Krąg Miłosierdzia. Początkowo zapisywali się do niego jedynie świeccy (jest ich ponad 6 tys.), dziś jest w nim już 640 kapłanów. Kolejnym odcieniem dzieła opisanego przez Faustynę w listach, słanych z Krakowa do pracującego w Wilnie ks. Sopoćki, było zgromadzenie męskie. Początkowo w Rybnie zamieszkały siostry (dziś jest już ich 14). Od kilku miesięcy mają braci.
Nowa Wspólnota Braci Sług Bożego Miłosierdzia dopiero się rodzi, zaczyna kiełkować. Tworzy ją na razie trzech kapłanów: o. Aaron (do tej pory franciszkanin), o. Eliasz (ksiądz diecezjalny) i o. Sylwester (oblat Maryi Niepokalanej). Pozwolenie na budowanie wspólnoty dostali od swych przełożonych.
Zdrowaśka za pomyłkę
– Jaki Marcin? Już nie Marcin, ale Eliasz! Za każdą pomyłkę zmawiasz jedną zdrowaśkę w jego intencji – śmieje się o. Aaron, przełożony wspólnoty. Oj, muszę się przyzwyczaić, żebym przez te pomyłki nie skończył na pompejance.
Księdza Marcina Modrzyńskiego poznałem, gdy drałował 140 km pieszo do Rybna (przeczytał o nim w „Gościu”), zdany wyłącznie na Bożą Opatrzność. Co więcej (co za bezczelność!), prosząc ludzi o nocleg, nie przyznawał się, że nosi koloratkę. Na każdym kroku doświadczał Bożej opieki. Zwłaszcza wówczas, gdy 20 sekund po tym, jak wstał z trawy, usłyszał pisk hamulców i potężny huk. Cudem ocalał z koszmarnego wypadku. To w Rybnie przekonał się o sile kapłańskiego błogosławieństwa. Przed laty wszedł do Kręgu Miłosierdzia. „Jezus obiecał, że będzie nas okrywał płaszczem swojej krwi” – opowiada dzisiaj. Rozpoczął drogę w nieznane. Zmiana imienia na Eliasz oznacza również nową tożsamość. Rozchwytywany duszpasterz wybrał skok w nieznane. Tylko dlatego, że, jak wierzy, poprosił go o to sam Jezus. – Przed laty doświadczyłem tego, że prymas abp Wojciech Polak jest jak ojciec. W pewnym momencie jako ksiądz archidiecezji gnieźnieńskiej przekonałem się, że mogę opowiedzieć mu o wszystkim – opowiada. – Nie było mu łatwo wypuścić księdza zaangażowanego w tyle duszpasterskich inicjatyw, ale zaufał Bogu i nie chciał przeszkadzać, wierząc, że to Jego plan. Jak tylko został prymasem, odwiedził gnieźnieńskie karmelitanki. Rozmawiał z mniszkami, gdy nagle ktoś zapukał do rozmównicy. Prymas wstał i otworzył drzwi. Jedna z karmelitanek zawołała: „I właśnie po to jest prymas: żeby otwierać drzwi!”. Piękne!
Marcin Jakimowicz