Kiedyś rodzice chodzili do szkoły albo tłumaczyć się z zachowania swojego dziecka, albo dochodzić, kto z uczniów ich dziecko pobił. Dziś muszą sprawdzać, czy to dyrekcja czasem nie wpuściła do szkoły dużo groźniejszych łobuzów.
25.10.2018 15:35 GOSC.PL
Cytat ze strony Kampanii przeciw Homofobii: „Tęczowy Piątek na dobre zadomowił się w szkolnym kalendarzu. Wyczekiwana przez uczniów i uczennice (podkreślenie moje - J.Dz.) akcja odbędzie się już w ten piątek 26 października. I to w rekordowej liczbie szkół, bo aż w 211. Tego dnia na szkolnych korytarzach zawisną tęczowe plakaty, a głównym tematem lekcji będzie akceptacja i otwartość na uczniów i uczennice LGBTQI. Wszystko po to, żeby młode lesbijki, geje, osoby biseksualne, transpłciowe, queer i interpłciowe poczuły, że w szkole jest miejsce też dla nich”.
Już sam fakt organizacji takiej formy edukacji byłby powodem do zabrania dziecka z zajęć i zażądania od szkoły wyjaśnienia, a jeśli trzeba, wystąpienia również na drogę sądową. Ale jeśli dla kogoś to za mało, to dodajmy, co znajduje się w materiałach, jakie dostały szkoły, które zgodziły się wziąć udział w „Tęczowym Piątku” – a mamy tam nie tylko zachętę do „tolerancji”, ale wprost podważanie nauczania Kościoła: "Zachowań potępianych przez Kościół jest wiele (…). Rzeczywistość społeczna rządzi się jednak własnymi prawami (…). Moralne sądy Kościoła są w tak wielu kwestiach nagminnie przez katolików ignorowane, a w tej jednej miałyby mieć absolutną moc wiążącą?"
Trudno uwierzyć, że to dzieje się naprawdę i do szkół publicznych mogą zostać wpuszczeni aktywiści, którzy – świadomie lub nie (pewnie w zależności od stopnia zindoktrynowania) – uczestniczą w długofalowym, znanym z wielu krajów zachodnich, procesie oswajania społeczeństwa nie tyle z odmiennością, ile z „naturalnością” skłonności i zachowań, które w „nieuświadomionym” społeczeństwie za naturalne ciągle nie uchodzą. Nie ma sensu przytaczać ponownie znanych przykładów, jak to na Zachodzie działa i jakie były kolejne etapy owego oswajania, bo pisaliśmy o tym wielokrotnie.
W tym miejscu ważne jest inne pytanie: jak to możliwe, że w Polsce, gdzie rodzice mają zagwarantowane prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami, posyłając dziecko do szkoły trzeba upewnić się, że nic mu ze strony tej szkoły nie grozi. Jeśli wierzyć zapewnieniom minister edukacji, kuratoria oświaty trzymają rękę na pulsie i w razie naruszenia procedur przez dyrektora szkoły (a wpuszczenie aktywistów KPH bez uzgodnienia tego z rodzicami i kuratorium jest takim naruszeniem), będą określone konsekwencje. Panią minister trzymamy za słowo. Ale to nie rozwiązuje jeszcze problemu, że najwidoczniej są dyrektorzy, którzy ulegają naciskom ze strony Kampanii Przeciwko Homofobii. Ilu rodziców uczniów z tych 211 szkół (o ile dane podawane przez KPH są prawdziwe) rzeczywiście wie o tym, w czym jutro mają uczestniczyć ich dzieci? Pewnie część z nich nie miałaby nic przeciwko temu, ale zapewne spora część – jeśli nie większość – wolałaby wiedzieć… czy w tej szkole biją.
Jacek Dziedzina