Jeśli dziś w nocy nie dojdzie do przełomu w sprawie warunków wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, trzeba będzie zacząć przygotowywać się na tzw. twardy Brexit…albo powtórne referendum.
18.10.2018 20:03 GOSC.PL
Negocjacje brexitowe Londynu i Brukseli – a raczej szerzej: Londynu i 27 stolic unijnych – od dłuższego czasu znajdują się w martwym punkcie. I również trwający jeszcze szczyt nie przyniósł, jak dotąd, żadnych rozwiązań. Premier Theresa May nie przedstawiła żadnych nowych rozwiązań, ale też trudno od niej oczekiwać, by zgodziła się na cokolwiek, co ograniczy władzę Londynu nad częściami składowymi Wielkiej Brytanii, np. przy proponowanym przez stronę unijną rozwiązaniu, by Irlandia Północna pozostała w unii celnej, co oznaczałoby w praktyce niemal przebieg granicy wewnątrz Zjednoczonego Królestwa. Z kolei Unia, a zwłaszcza Irlandia, nie zgodzi się, by po Brexicie wróciła „twarda granica” między Irlandią właśnie a Irlandią Północną. Konia z rzędem temu, kto ma jakiś pomysł, jak rozwiązać ten problem.
Brytyjską noc referendalną w 2016 roku spędziłem w London School of Economics and Political Science. Wtedy wśród zaproszonych na uczelnię gości dominowało raczej poczucie, że wygrają zwolennicy pozostanie w UE. Także nieliczni zaproszeni zwolennicy Brexitu zdawali się nie wierzyć, że wynik referendum może przesądzić o zerwaniu z Unią. Zresztą, po ogłoszeniu nieoficjalnych wyników exit poll wszystko wskazywało, że wygrali jednak zwolennicy pozostania w UE. I atmosfera dyskusji też raczej kręciła się wokół takiego scenariusza, ku wyraźnej uldze większości dyskutantów.
Trochę w roli outsidera na tle prounijnych mówców w LSE wystąpił prof. Alan Sked, założyciel UK Independence Party. Prof. Sked nie jest już dziś członkiem UKIP. Odszedł z powodu, jak mówi, szowinizmu Nigela Farage’a. Ale pozostał przeciwnikiem członkostwa w UE, choć nie podziela radykalizmu Farage’a. – Pewnie, że sobie poradzimy bez Unii. Nie powinni nas straszyć, że rozpad Unii doprowadzi do wojny, bo UE nie ma nic do powiedzenia w sprawie pokoju – mówił mi już po północy, gdy nadal wszyscy zebrani byli przekonani, że oficjalne wyniki tylko potwierdzą wyniki z exit poll. On sam pewnie nie spodziewał się, że kilka godzin później po zliczeniu głosów z wszystkich okręgów wynik będzie bardziej odpowiadający jego „gustom”.
Czy dziś, po gdy kolejne fiasko negocjacji brexitowych wisi w powietrzu, prof. Sked powtórzyłby tamte słowa? Nie chodzi nawet o to, czy Wielka Brytania „poradzi sobie” bez Unii – na dłuższą metę, przy dobrych warunkach współpracy, może nawet na tym zyskać. Ale będzie to o wiele trudniejsze lub wręcz niemożliwe, jeśli będziemy mieli do czynienia z twardym Brexitem, bez ustalenia zasad współdziałania między podmiotami, które dziś ciągle jeszcze są połączone tysiącami zależności. Po drugie, optymizm Skeda odnośnie pokoju też wydaje się dziś trochę naiwny. Wspomnieliśmy wyżej, że dziś główną osią sporu jest kwestia części składowych Zjednoczonego Królestwa – zwłaszcza Szkocji, która w większości głosowała za pozostaniem w UE, ale jeszcze bardziej Irlandii Północnej, która nagle – w przypadku twardego Brexitu i wyjścia ze wspólnego rynku i zasady wolnego przepływu osób – zostałaby niemal zupełnie odcięta od Republiki Irlandii. Przecież taki scenariusz to wrzucanie zapałek do beczki z prochem. Czy jest w Europie i w samym Londynie świadomość tego, że brak porozumienia co do warunków Brexitu może skutkować poważnym konfliktem?
Nie bez powodu w kuluarach obecnego szczytu w Brukseli poszczególni przywódcy unijni mówią już coraz głośniej o powtórzeniu referendum na Wyspach. Niewykluczone, że na taki scenariusz toczy się teraz gra.
Jacek Dziedzina